korepetycje angielski korepetycje niemiecki
Nie jesteś zalogowany.
Nie masz konta?
Goethe-Institut: Potwór z chusteczką

Goethe-Institut: Potwór z chusteczką

Podczas procesu Eichmann wyglądał jak zwykły, szary urzędniczyna, którego nęka uporczywy katar. I to właśnie – zdaniem Arendt – było najbardziej szokujące. Na nasze ekrany trafia film opowiadający o tym szoku i jego niezwykłych następstwach.


Był rok 1960. Szczupły, niepozorny pan wysiadł z autobusu i zaczął iść w kierunku stojącego na uboczu domu. Ale do drzwi już nie dotarł. Po drodze został obezwładniony i uprowadzony przez doskonale wyszkolony oddział agentów, a kilka dni później przetransportowany z Argentyny do Izraela. Tym szczupłym, niepozornym panem był zbrodniarz wojenny SS-Obersturmbannführer Adolf Eichmann, mózg i wykonawca planu Ostatecznego Rozwiązania Kwestii Żydowskiej.
Od chwili tego bez wątpienia jednego z najbardziej spektakularnych porwań w historii XX wieku, opinia publiczna codziennie zarzucana była dziesiątkami informacji na temat kolejnego spektakularnego wydarzenia, które niebawem miało nastąpić: jego procesu sądowego. Z całego świata do Izraela zaczęli napływać dziennikarze i korespondenci, łącznie przybyło ich około siedmiuset. Największe wrażenie zrobiła redakcja kultowego magazynu The New Yorker, która na swojego wysłannika wybrała Hannah Arendt: filozofkę, uczennicę Martina Heideggera, autorkę słynnego dzieła Korzenie totalitaryzmu i Żydówkę, która ze względu na Holokaust emigrowała wraz z mężem z Europy w 1940 roku.

Banalne oblicze zła

Proces okazał się dla Hannah Arendt szokiem. Na co dzień – bo przesłuchania były transmitowane na żywo – musiała obcować ze schludnym, ułożonym człowiekiem, który, mówiąc nieznośnie biurokratycznym językiem, sprowadzał swoją rolę w masowej zagładzie do li tylko wykonywania rozkazów. Przedstawiał siebie samego jako mały trybik w wielkiej machinie, wobec której był bezsilny i której – chcąc nie chcąc – musiał się poddać. W dodatku męczył go katar, siąkał nosem i go wycierał, co wobec przerażającego piekła, za które był odpowiedzialny, wyglądało groteskowo i surrealistycznie – potwór z chusteczką do nosa? To nie miało sensu. Przecież potwory powinny wyglądać złowieszczo, a nie tak... banalnie.

Wstrząs spowodowany tym nieoczekiwanym obrazem zbrodniarza sprawił, że reportaż filozofki z procesu w niczym nie przypominał typowej relacji dziennikarskiej. Drukowany w odcinkach wywołał skandal, zaś teza filozofki o banalności zła, okazała się ostatecznie jedną z najpopularniejszych filozoficznych myśli XX wieku.

Sens oszczędności

Film Margarethe von Trotta dość sumiennie raportuje tamte lata i tamten czas, i – co wydaje się tu niezwykle istotne – nie próbuje ich w żaden szczególny sposób ubarwiać czy uatrakcyjniać wydarzeń. Przeciwnie, pod względem klimatu i sposobu filmowania, Hannah Arendt chwilami może przypominać teatr telewizji – statyczny, realizowany głównie we wnętrzach, skupiony na bohaterach historii, zwłaszcza na bohaterce tytułowej, fenomenalnie granej przez Barbarę Sukovą, stałą współpracowniczkę reżyserki.
Ta oszczędność realizacyjna ma zresztą głęboki sens – wszak tematem przewodnim scenariusza jest rodzenie się myśli ludzkiej, co z punktu widzenia filmowca wydaje się zadaniem awykonalnym, przy którym ukazanie rodzącej się miłości czy nienawiści to przysłowiowy pikuś. Liczne obrazy filozofki patrzącej w okno, leżącej na sofie, palącej papierosa za papierosem i nieustannie spowitej kłębami dymu na pierwszy rzut oka mogą sprawiać wrażenie „spowalniaczy“ – scen wplatanych w fabułę bez wyraźnej potrzeby, których jedynym (i niepożądanym) efektem jest zwolnienie tempa filmu. W istocie jest dokładnie na odwrót. To próba (w tym przypadku zresztą całkiem udana) zbliżenia się do jednej z najbardziej niezwykłych i ulotnych czynności we wszechświecie – myślenia.

Kino dorosłego człowieka

Jest jeszcze jeden czynnik, o którym w kontekście Hannah Arendt warto wspomnieć, choć jak wiadomo, kobietom wieku się nie wypomina. Kręcąc w 2012 roku film Margarethe von Trotta miała 70 lata. To reżyserka i artystka niezwykle doświadczona, a przy tym również doświadczony i dojrzały człowiek. W duchu, formie i narracji filmu jest to bardzo widoczne i odczuwalne. W jakimś sensie jej opowieść została niemal całkowicie okrojona z elementów wizualnie atrakcyjnych, nawet apartament Arendt i ona sama mogą chwilami wydawać się „przykurzone“. Bo nie o to w tym dziele chodzi.

To nie jest historia młodej osoby i opisywana z jej punktu widzenia, w której takie kwestie jak kolory i tempo grają role kluczowe. W Hannah Arendt obserwujemy bohatera znajdującego się na „ostatniej prostej“ swojego życia, owszem – życia pełnego namiętności, cierpienia i wielkiego szczęścia, ale w spotykamy go w momencie, gdy intensywne wydarzenia miały miejsce wiele lat wcześniej. A obecna perspektywa każe filtrować je przez własne doświadczenie i – myślenie właśnie! Wybór perspektywy intelektualnej wydaje się jedynym właściwym, świadczy przede wszystkim o tym, że mamy do czynienia z mądrą osobą, która mądrze przeżyła życie i wyciągnęła z niego właściwe wnioski. To, że jest ona jednym z najważniejszych filozofów XX wieku jest tu oczywiście istotne, ale – mam wrażenie – nie najważniejsze.

Hannah Arendt /Hannah Arendt
Reżyseria: Margarethe von Trotta
Produkcja: Niemcy 2012
Czas trwania: 113 min.
Dystrybucja w Polsce: Aurora Films


http://www.goethe.de/ins/pl/lp/kul/dup/flm/sis/pl12213797.htm 2014-02-09

Aby nie widzieć poniższej reklamy:
zaloguj się jako lektor, jeżeli nie masz konta zarejestruj się.