korepetycje angielski korepetycje niemiecki
Nie jesteś zalogowany.
Nie masz konta?
Metafory w motywowaniu do nauki. Psychologiczne podstawy motywacji do nauki. Część 11.


kącik porad dydaktycznych Łukasza Kucińskiego

Metafory w motywowaniu do nauki. Psychologiczne podstawy motywacji do nauki. Część 11.

Świat metafor jest światem cudownym. W tym świecie każdy może znaleźć wszystko, czego szuka. To przede wszystkim świat bajek i baśni. Przecież to właśnie przy pomocy bajek uczymy świata małych ludzi, którzy stawiają w nim swoje pierwsze kroki. Zobacz, jak przy pomocy zupełnie zmyślonych sytuacji i postaci da się przemycić istotne dla rozwoju treści. Tego typu szmuglowanie informacji do umysłów młodych ludzi można z powodzeniem wykorzystywać na każdym etapie edukacji.



Nie ma zupełnie znaczenia, w jakim wieku są słuchacze, ani z jakich grup społecznych pochodzą. Bajka to bajka i każdy z nas chętnie jej wysłucha lub nawet przeczyta, bo wyobraźnia ma wtedy pole do popisu, a umysł tworzy przed naszymi oczami niesamowite obrazy, które o wiele dłużej zostają w naszej pamięci niż słowa. Metafora to nie tylko bajka. Metaforą jest również wszystko, co opowiadamy o kimś lub o czymś innym. Często przecież to robimy, a jeszcze częściej robimy to w celu uzyskania zamierzonego efektu komunikacyjnego lub wywołania konkretnego zachowania u osoby słuchającej. Tylko czy robimy to świadomie i czy faktycznie efekt jest taki, jak ten zaplanowany?

Wyobraź sobie, że opowiadasz swojemu mężowi o chłopaku koleżanki i o tym, jak on o nią dba i jak często wychodzą gdzieś razem, co z kolei powoduje, że jest ona bardzo szczęśliwą kobietą i nie zamieniłaby go na żadnego innego, mimo że nie zarabia najwięcej i nie jest najprzystojniejszy. Już widzisz, że Twój mąż będzie chciał zachować się chociaż przez chwilę tak, jak tamten gość, żeby mu dorównać, żeby zaspokoić swoją męską dumę, żeby udowodnić, że też jest godzien podziwu i tego, aby Twoje koleżanki sobie o nim opowiadały.

Oczywiście taki przekaz powinien zostać jeszcze "uzbrojony" w odpowiednią lingwistykę, aby odnieść odpowiedni skutek, bo dobór słownictwa ma tutaj dosyć ważną rolę. Nieodpowiednie słownictwo może w takiej sytuacji spowodować odwrotny skutek i zamiast zmotywować męża do działania spowodujesz, że stanie się on tylko zazdrosny i przekornie, z rozmysłem nie będzie wykonywał oczekiwanych przez Ciebie czynności.

Użyte w charakterze metafory zwykłe opowiadanie o kimś innym staje się bardzo efektywne w takiej sytuacji i powoduje zdecydowanie lepszy efekt, niż zwrócenie uwagi, zadanie pytania lub nawet nakaz w stylu: Myślę, że zupełnie o mnie nie dbasz.; Dlaczego ty o mnie tak mało dbasz?; Ja cię w ogóle nie obchodzę. Zacznij o mnie bardziej dbać!

Te formy komunikacji są zupełnie nieefektywne w takim przypadku i nie ma się co dziwić, że adresat zupełnie nie bierze ich sobie do serca. Co więcej, jeżeli potraktuje to jako skargę, zarzut lub nakaz, będzie starał się za wszelką cenę unikać oczekiwanych przez nadawcę zachowań.

Metaforą są również wszelkiego rodzaju porównania, jak chociażby: – Drzewa powiewały swoimi rozwianymi na wietrze czuprynami.; – Niebo stało się tak czarne, że wszystkim wydawało się, że to śmierć zstępuje na ziemię.; – Walnął pięścią, jak potężnym młotem, powalając rywala na ziemię.

Dodają one kolorytu relacjom i co najważniejsze powodują, że powstające w oczach słuchaczy obrazy tworzone na ich podstawie stają się bardziej malownicze i dają więcej emocji.

Ta zasada wzbogacania treści przekazu może być stosowana zawsze i wszędzie. Przekaz ma być "ciekawy i kolorowy" i nie chodzi tutaj o używanie literackich porównań w stylu ciężkie niebo zawisło nad miastem, jak statek kosmiczny w "9. Dystrykcie".

Niestety wielu nauczycieli uważa, że przekaz MUSI być bardzo konkretny i wręcz pozbawiony tego typu malowniczych treści, ale to błąd. Zaręczam, że każdy uczeń, który będzie musiał zapamiętać kilka faktów z wypowiedzi nauczyciela, wybierze wariant bardziej urozmaicony, bo jego umysł zwróci na niego większą uwagę niż na garść suchych faktów. Proszę porównać ze sobą te 2 teksty:

1.Justyna przeprowadziła się do Niemiec w wieku 14 lat. Jej tata dostał tam pracę w przedsiębiorstwie budowy dróg. Na początku żyli skromnie z jednej pensji taty. Wszyscy mieli też trudności w porozumiewaniu się w języku niemieckim. Justyna chodziła do szkoły i poznawała rówieśników. Johann, Miriam, Klaudia i Zdenek byli jej najlepszymi przyjaciółmi, z którymi spotykała się zawsze po szkole.


2.Wyobraźcie sobie teraz prześliczną, szczuplutką blondynkę w wieku 14 lat o imieniu Justyna. Mimo że wygrała właśnie szkolne wybory miss piękności i znali ją w szkole wszyscy, a przede wszystkim chłopcy, od których nie mogła się wprost opędzić, jej rodzice zadecydowali o przeprowadzce do Niemiec. Tata miał tam pracować przy budowie dróg. Co za beznadziejna praca!!! Przy budowie dróg, jak najgorszy robotnik z Ukrainy, Gruzji albo Chin. To straszna degradacja i wstyd – myślała Justyna, która nawet wstydziła się powiedzieć o tym swoim koleżankom. Po przeprowadzce było jeszcze ciężej, bo tata zarabiał tyle, ile starczało na całkiem skromne życie. Nie było nawet mowy o wycieczkach, kinie, dyskotekach. Justyna była tak rozżalona, że przepłakała niejedną noc. A potem szła do szkoły z zapuchniętymi od płaczu oczami, nieuczesanymi włosami i wygniecionym ubraniu. Z Miss stała się kopciuszkiem i nie mogła przeżyć tego, że muszą żyć w biedzie. A w dodatku zupełnie nie radziła sobie z komunikacją w języku niemieckim. Strasznie żałowała, że nie przykładała się do nauki, kiedy chodziła do polskiej szkoły i nie raz robiła sobie wyrzuty, jaka głupia była, że nie słuchała nauczycielki. Co by teraz zrobiła, żeby znów znaleźć się w starej klasie z tą wredną babą, którą wtedy nazywali Helgą, a która teraz wydała jej się najmilszą kobietą na świecie. Na szczęście już niedługo poznała fantastycznych ludzi: Przystojniaka Johanna z jasnymi włosami do ramion i lazurowo niebieskimi oczami - trochę się w nim nawet podkochiwała, Miriam, która była przepiękna jak na Niemkę – więc tworzyły we dwie rzucający się z daleka w oczy duet, Klaudię, która była gruba i brzydka, ale za to super i Zdenka, który pochodził z Czech i był bardzo wesoły, a w dodatku mówił po niemiecku z czeskim akcentem i rozśmieszał tym całą klasę, za co wszyscy go uwielbiali. Życie powoli zaczęło wracać do normy.


Myślę, że tez widzisz różnicę tych dwóch przekazów. Oczywiście tekst pisany jest o wiele dłuższy, ale mówiony będzie trwał tylko odrobinę dłużej. Ma on jednak niezwykle ważną właściwość – umysł ucznia na bieżąco zapamiętuje obrazy, które zrobił, bo przecież natychmiast wyobraziła sobie przepiękną blondynkę w wieku 14 lat o imieniu Justyna w szarfie Miss, pracującego tatę w otoczeniu Azjatów albo Ukraińców w umorusanym drelichu i kasku przy budowie drogi, życie Justyny w biedzie i jej zapłakaną twarz, kiedy rozpaczała, że nie może nigdzie wyjść z domu, bo nie ma na to pieniędzy, kiedy z Miss stała się kopciuszkiem w brudnej sukience, ze spuchniętymi oczami i nieuczesanymi włosami. Umysł zrobił też obraz nauczycielki w polskiej szkole, która pewnie była bardzo wymagająca, bo uczniowie nazywali ją Helga i jej nie lubili i w dodatku nie słuchali kiedy mówiła, jak warto uczyć się niemieckiego, a potem obrazy poszczególnych przyjaciół – przystojnego Johanna, pięknej Miriam, grubej Klaudii i wesołego Zdenka.

Zobaczcie, ile mamy tutaj informacji, które można zapamiętać, nie wkładając w to wysiłku, bo zapamiętujemy obrazy a nie informacje tekstowe. To właśnie jest zasługą języka metafor, który maluje nam w głowach niezapomniane dzieła sztuki.

Niezależnie od tego można przemycać wśród tych obrazów treści, które wpływają na podświadomość i stają się obiektem przemyśleń, jak chociażby to, że w momencie kiedy chodzimy do szkoły nie lubimy pewnych przedmiotów, a w sytuacji, kiedy brakuje nam wiedzy sami żałujemy, że nie przykładaliśmy się do nauki. Gdyby Justyna słuchała swojej nauczycielki, znałaby lepiej język niemiecki i nie miałaby takich kłopotów. To przecież motywacja do nauki i jest duża szansa, że niektórzy uczniowie wezmą to sobie do serca.

Jak zaraz zobaczysz, w metaforę można zmienić każde opowiadanie. Treść opowiadania da się bowiem dostosować każdorazowo do zaistniałej sytuacji, a interpretacja i tak jest zupełnie indywidualną sprawą. W myśl zasady: Uderz w stół, a nożyce się odezwą słuchacz ma prawo do własnej interpretacji, a rolą autora metafory jest dobrać ją tak, aby odniosła oczekiwany skutek.

Schemat działania metafory obrazuje poniższy schemat:


Dlatego najpierw należy określić cel komunikacyjny, jaki chcemy uzyskać, a dopiero potem dostosowywać treść metafory do odbiorcy przekazu.

Załóżmy, że odbiorcą ma być uczeń, który sprawia kłopoty wychowawcze i nie chce się uczyć, a całe dni spędza na graniu w piłkę i pasjonowaniu się formułą 1. Nauczyciel podchodzi do niego i mówi:

Metafora 1
Mateusz, wiesz, kto to był Michael Schumacher? To najlepszy kierowca formuły 1 na świecie. I wiesz co? On kiedyś sprawiał dużo kłopotów swoim nauczycielom i rodzicom i nie chciał się uczyć. Dopiero kiedy przeczytał w prasie, że wszyscy wielcy sportowcy posiadali dobre wykształcenie zrozumiał, że bez ukończenia szkoły średniej i studiów nie będzie w stanie nigdy w życiu osiągnąć sukcesów w sporcie. W pewnym momencie spotkał na swojej drodze nauczyciela, któremu bardzo na nim zależało, i który zadał mu pytanie: – Michael, wolisz być słabym uczniem i biednym człowiekiem, czy lepiej dobrym uczniem i stać się kiedyś bardzo bogatym? Oczywiście, że wybrał tę drugą opcję. Od tego momentu Michael się zmienił i zaczął ciężko pracować na swój sukces. Postanowił wtedy, że skończy szkołę z dobrymi wynikami i wziął się do pracy tak, że stał się nie tylko jednym z bardzo dobrych uczniów, lecz w rezultacie także wielkim sportowcem. Zobacz, jak szczęśliwym człowiekiem dzisiaj jest.
A swojemu wykształceniu zawdzięcza również to, że teraz, kiedy już nie jest kierowcą rajdowym może być doskonałym trenerem, konsultantem i sprawozdawcą sportowym. To fantastyczne, bo w odpowiedniej chwili zrozumiał, że zdobywanie dobrych ocen w szkole jest tak samo wielkim wyzwaniem i tak samo pasjonujące, jak osiąganie sukcesów w wyścigach samochodowych. Zobacz teraz, jak dzięki wykształceniu cały czas można zarabiać dużo pieniędzy i nie trzeba martwić się, jak przeżyć kolejny miesiąc, tak jak wielu ludzi z naszego miasta. Pewnie ty nie chciałbyś żyć tak, jak ci ludzie, co? Powiedz mi, czy wolałbyś być słabym uczniem i żyć w biedzie, czy być dobrym uczniem i dzięki temu stać się znanym sportowcem i bogatym człowiekiem?

Jak widzisz, po tak sugestywnym opowiadaniu, w którym niewiele treści jest zgodnych z rzeczywistością (bo nie jest to konieczne), procesy myślowe Mateusza podążają wytyczonym przez nauczyciela tropem. Ta metafora jest dodatkowo bardzo złożona i sugestie ułożone są na wielu poziomach.

Zwróć uwagę, jak nauczyciel rozmawia z uczniem. Podczas opowiadania uczeń w swojej głowie staje się Michaelem. Dodatkowo został tam uruchomiony drugi poziom metafory, kiedy to Michael spotyka na swojej drodze nauczyciela, któremu bardzo na nim zależy. Tutaj sam nauczyciel wchodzi w tę rolę i instaluje uczniowi myśl, że jest osobą, której na nim bardzo zależy, co wzmacnia poczucie bezpieczeństwa i odnosi się bezpośrednio do wielkiego autorytetu, którym ten metaforyczny nauczyciel jest dla Michaela. Kolejny stopień to metafora stworzona przez metaforycznego nauczyciela, który pyta Michaela, czy woli być słabym uczniem i biednym człowiekiem, czy też dobrym uczniem i bogatym człowiekiem. To pytanie powraca na końcu metafory, żeby tym bardziej utwierdzić ucznia w przekonaniu, że ma do czynienia z nauczycielem, któremu na nim zależy, a w dodatku przez analogię do opowiedzianej historii pokazać ogromne podobieństwo do życia Michaela, które zakończyło się ogromnym sukcesem i pozwala przypuszczać, że tak samo życie ucznia może się tak zakończyć.

Co najważniejsze, to informacje, które wsadzisz do takiej metafory są zupełnie obojętne, bo przecież można dopasować tę metaforę do ucznia, który nie chce się uczyć języków obcych. Wtedy wystarczy tylko zmienić lekko treść i powiedzieć, jak to (Metafora 2.) Michael zrozumiał w pewnym momencie, że znajomość tylko języka ojczystego to zbyt mało, jeżeli chce się zaistnieć w świecie sportu i że mimo odnoszonych już wtedy sukcesów nie był w stanie zaistnieć nigdzie więcej niż w Niemczech, dlatego bardzo szybko nauczył się języka angielskiego i włoskiego i to doprowadziło go do szybkiego podpisania kontraktu z Ferrari.

Jeżeli kłopoty edukacyjne będą dotyczyć na przykład geografii, to wystarczy dołożyć informację, że (Metafora 3.) Michaelowi nigdy nie zależało na nauce geografii, bo wydawało mu się, że nigdy nie będzie potrzebował takiej wiedzy. Kiedy jednak zaczął odnosić sukcesy i podróżować po świecie i kiedy zaczął udzielać mnóstwo wywiadów w prasie i w telewizji zobaczył, jak bardzo mu tego brakuje. Kiedy podczas jednego z wywiadów pomyliły mu się stolice Rumunii i Węgier i powiedział, że na wyścigu GP Węgier w Bukareszcie miał kłopoty z bolidem, jego kariera o mało się nie zawaliła, bo cały świat śmiał się z jego głupoty i z tego, że nie zna podstawowych zagadnień geograficznych. Popadł wtedy w ogromną depresję i kiedy się otrząsnął w ciągu kilku miesięcy przerobił cały szkolny materiał z geografii, żeby już nigdy nie stać się pośmiewiskiem świata.

Jeżeli ignorancja ucznia dotyczy fizyki, to przecież łatwo dorobić tutaj treść, że (Metafora 4.) Michael na początku swojej kariery nie odnosił sukcesów, bo ekipa nie mogła odpowiednio dopasować do niego konstrukcji bolidu. Wtedy Michael zrozumiał, jak ważne w jego życiu będzie zdobycie wiedzy na temat aerodynamiki i sił działających na niego i jego bolid i jak fizyka jest mu w tym pomocna. Zaczął brać czynny udział w ustalaniu zmian konstrukcyjnych i bardzo interesował się zagadnieniami fizyki, które mogły mu ułatwić osiągnięcie sukcesu. W pewnym momencie tak go to pochłonęło, że zapisał się na kurs z fizyki i skończył go z wyróżnieniem, a potem pomagał konstruktorom dobrać optymalne rozwiązania techniczne, aż w końcu przyznał w jednym z wywiadów, że tylko znajomości zagadnień fizyki zawdzięcza to, że stał się człowiekiem, którego zna dzisiaj cały świat.

Oczywiście można kontynuować tę zabawę i rozszerzać wiedzę Michaela jeszcze o inne przedmioty i gwarantuję, że da się wymyślić jakiś powód dla którego Michael zaczął uczyć się matematyki, biologii, chemii czy historii.

Jeżeli nawet się nie da, to zawsze można wymyślić jakikolwiek inny motyw i porównanie, aby lepiej i efektywniej zmotywować ucznia do działania. Jeszcze lepiej będzie użyć przykładu osób, które znane są uczniowi osobiście lub pochodzą z jego własnego otoczenia. Cały sukces polega jednak na tym, aby użyć zupełnie neutralnej lingwistyki i darować sobie sugestie typu: Powinieneś, tak jak Monika wziąć się do pracy. Zobacz, jaką dobrą uczennicą się stała. Albo: Musisz więcej czasu poświęcać nauce, tak jak Tomek. On nie siedzi bez sensu na murku pod sklepem i nie traci czasu na bzdury.

Unikaj więc słów "powinieneś" i "musisz" i opowiadaj historie tak, jak by było to opowiadanie z "Baśni tysiąca i jednej nocy", bo żaden z nas nie lubi czegoś, co powinien albo musi zrobić.



Warto natomiast używać sformułowań "zobacz ...", "czy widzisz, że ...?", "jak widać ...", "wyobraź sobie, że ...", bo wtedy umysł podświadomie robi jeszcze większe i jeszcze bardziej sugestywne obrazy, a to przecież obrazy przemawiają bardziej do nas niż słowa. Tego typu sformułowania odwołują się bezpośrednio do zmysłu wzroku i powodują, że przyjmuje on dominującą rolę w postrzeganiu treści przekazu.

Sam zobacz, jak to działa w metaforze 1. i we wcześniejszym fragmencie tekstu.

Opowiadanie bajek "edukacyjnych" już samo w sobie jest na tyle sugestywne, że nie wymaga dodatkowych "dopalaczy".

A teraz dla przyjemności proponuję przeczytać tę bajeczkę:

Szkoła dla zwierząt

Pewnego razu zwierzęta postanowiły uczynić coś nadzwyczajnego, by stawić czoło problemom "nowego świata". Długo debatowały nad tym, co mają zrobić. Pomysłów było wiele: Miś zaproponował, żeby zrobić więcej dziupli w drzewach, w których mogłyby osiedlić się pszczoły i produkować więcej miodu, co w dobie kryzysu gospodarczego byłoby gwarancją zdobycia odpowiedniej ilości pożywienia. Kaczor zaproponował wybudowanie wysokiego ogrodzenia wokół jeziora, żeby myśliwi nie mogli się przedostać, co uchroniłoby kaczki i inne ptaki przed śmiercią. Królik zaś zabiegał o wygospodarowanie w lesie ogródka, w którym rosłyby soczyste marchewki, żeby wszystkie zwierzątka mogły zrobić sobie zapasy na zimę. Ale tutaj chodziło o coś więcej, o coś ważniejszego niż jedzenie czy lepsze bezpieczeństwo. Tutaj chodziło o coś, co przyniesie efekty przez całe życie wszystkich zwierząt i jednocześnie zapewni wszystkim bezpieczeństwo, pożywienie i godne życie przez długie lata.

Po burzliwej debacie zwierzęta jednogłośnie postawiły na edukację i wymyśliły, że otworzą szkołę.

Przyjęły, że w programie nauczania znajdzie się bieganie, wspinaczka, pływanie i latanie, bo właśnie te umiejętności będą gwarancją bezpieczeństwa i sukcesów dla wszystkich. Aby ułatwić sobie sprawowanie kontroli nad realizacją programu, każde zwierzę zostało objęte nauką wszystkich przedmiotów.

Kaczor wyśmienicie pływał – mówiąc szczerze, lepiej od własnego instruktora, jednak ledwo radził sobie z lataniem, a najgorzej szło mu bieganie. Ponieważ biegał wolno, musiał zostawać po zajęciach, co więcej, musiał zarzucić pływanie, aby ćwiczyć biegi. Trwało to dopóty, dopóki nie otarł sobie płetw, przez co w pływaniu był już również tylko przeciętny. Przeciętność była jednak w szkole do przyjęcia, więc nikt się tym nie przejmował – poza kaczorem, oczywiście, któremu coraz trudniej było złowić w jeziorze coś do jedzenia.

Królik zaczął świetnie – biegał najlepiej w klasie, przeżył jednak załamanie nerwowe, ponieważ musiał nadrabiać braki w pływaniu. Futerko nasiąkało mu tak mocno, że ciężar ciągnął go do dołu i tylko szybkości, z którą przebierał łapkami zawdzięczał, że nie poszedł na dno. Jednak zimna woda spowodowała, że się przeziębił i w rezultacie poszedł na L4, co doprowadziło do tego, że ze względu na słabą frekwencję otrzymał ze wszystkich przedmiotów tylko oceny dostateczne.

Wiewiórka nie miała sobie równych we wspinaczce, dopóki nie padła ofiarą frustracji podczas lekcji latania, kiedy to nauczyciel kazał jej wzbić się w powietrze z ziemi, zamiast, jak to miała w zwyczaju, zeskakiwać z czubka drzewa. Przez forsowny trening zesztywniały jej łapki, w związku z czym ze wspinaczki dostała tróję, a z biegania dwa. Latanie oblała i popadła w ciężką depresję po tym, jak dostała porządne lanie od swoich rodziców, którzy nie mogli zrozumieć, jak to możliwe, że ich córka nie zdała egzaminu.

Orzeł był trudnym dzieckiem, toteż karano go surowo, by utrzymać w ryzach. Podczas lekcji wspinaczki prześcignął wszystkich, pierwszy wdrapując się na szczyt drzewa, z tym że nalegał, by stosować własną metodę, aby tam dotrzeć, bo zaczepiony tylko szponami o korę drzewa często tracił równowagę i spadał. A pływanie było jego najgorszym snem, przez co ostatecznie się rozchorował i 3 tygodnie leżał w łóżku z objawami ptasiej grypy. Oczywiście była to tylko wyimaginowana przez jego umysł choroba, spowodowana przeraźliwym strachem przed wodą, ale oceny nie mogły być w tej sytuacji dobre.

Pod koniec roku jakiś nienormalny węgorz, który potrafił nie tylko doskonale pływać, ale także biegać, wspinać się i odrobinę fruwać, jako uczeń z najwyższą średnią wygłosił mowę pożegnalną. Wszyscy bili brawo i zachwycali się efektami oraz tym, jakich to fantastycznych rzeczy mogli się nauczyć, gratulowali sobie nawzajem, poklepywali się po ramionach, wręczali sobie cenzurki i kwiaty. W końcu ukończyli szkołę. To było coś! To nic, że niektórzy uczniowie dochodzili do siebie przez następne miesiące, nabywszy się otarć, złamań, grypy lub wstrętu do wystąpień publicznych, kiedy to stawali się pośmiewiskiem innych ze względu na braki w wiedzy teoretycznej.

Ale nie wszystkie zwierzęta miały zaszczyt uczenia się rzeczy, których nie umiały.

Z dala od szkoły trzymały się psy stepowe i miś. Uchylały się też od płacenia na nią podatków, ponieważ administracja nie chciała włączyć do programu lekcji kopania dołków, rycia nor i zasiedlania jaskiń, uznając, że to zbyt "przyziemne sprawy", niegodne nowoczesnego świata. Zdegustowane oddały swoje pociechy do terminu u borsuka, który żadnego wykształcenia nie posiadał, ale za to od 40 lat zdobywał doświadczenie w kopaniu dołków, budowaniu nor i przerabianiem jaskiń na domy mieszkalne. Później zgadały się ze świstakami i susłami i w rezultacie założyły własną, dobrze prosperującą szkolę, do której zjeżdżały się dzieci z dalekich okolic.

Kaczor, orzeł, królik, wiewiórka i węgorz pukały się w czoło. No bo co to była za szkoła? To śmieszne, żeby uczyć się kopać. To takie nudne i mało ambitne!

Hmmm...

Czyżby ta bajka miała jakiś morał?


http://www.wsipnet.pl/kluby/niemiecki_porady_dydaktyczne.php?id= 10664 2011-04-16

Aby nie widzieć poniższej reklamy:
zaloguj się jako lektor, jeżeli nie masz konta zarejestruj się.