korepetycje angielski korepetycje niemiecki
Nie jesteś zalogowany.
Nie masz konta?
Goethe-Institut: POTRZEBUJEMY WIĘCEJ MIŁOŚCI - Wywiad z Lukasem Piatkiem

Wywiad z Lukasem Piatkiem
POTRZEBUJEMY WIĘCEJ MIŁOŚCI

Czas pandemii to także wyzwanie dla par młodych. Ze względu na rozprzestrzenianie się koronawirusa i wprowadzone obostrzenia zdecydowana większość przekłada terminy ślubów. – To, przez co teraz przechodzimy, jest na pewno testem dla wielu związków – mówi w rozmowie z Joanną Strzałko fotograf ślubny Lukas Piatek

Czy miałeś zlecenia na fotografię ślubną podczas pandemii?

Wszystkie imprezy zapisane w moim kalendarzu na 2020 rok zostały przełożone lub odwołane. I te w USA, i te w Europie. Przed pandemią dokumentowałem około 25 ślubów rocznie, z różnych zakątków świata. Tym razem – przez wirusa i zamknięcie granic – będzie wielkie nic.

Myślisz, że wesela przetrwają koronakryzys?

Moim zdaniem wiele się zmieni. Podróże, a zwłaszcza loty zdrożeją, co dla gości weselnych lub ludzi mojej profesji będzie sporą przeszkodą. Kryzys bardzo dotknął hotele i restauracje, których obroty drastycznie spadły, w niektórych przypadkach nawet do zera. Obawiam się też, że druga fala wirusa może być silniejsza niż ta pierwsza. Ludzie szybko zapominają o środkach ostrożności albo, zmęczeni wydłużającą się pandemią, zaczynają je ignorować. Ale nie tracę nadziei. Patrzę wstecz na piękne życie sprzed zaledwie kilku miesięcy. Wierzę, że jeszcze do nas wróci.

A co z miłością?

To, przez co teraz przechodzimy, jest na pewno testem dla wielu związków. Pary, które chciały się pobrać na wiosnę lub w lecie, szukają wolnych terminów w przyszłym roku. Ale nie jest to łatwe, gdyż wiele dni jest już zarezerwowanych przez tych, którzy od początku planowali zawarcie małżeństwa w 2021. Moi przyjaciele nie tylko odwołali czerwcowy ślub, lecz także postanowili poczekać na spokojniejszy okres; bez planowania i podejmowania nowych kroków. Jestem przekonany, że prawdziwa miłość przetrwa ten kryzys.

Brakuje Ci pracy?

Odpoczywam od kamery i więcej czasu spędzam z żoną. Lena jest wszystkim, czego potrzebuję do szczęścia (śmiech). Razem pracujemy teraz w ogrodzie (sadzimy drzewa i kwiaty), porządkujemy nasz nowy dom i chodzimy na długie spacery z psami.

To chyba niedawno wzięliście ślub?

Pobraliśmy się trzy lata temu na Islandii. A dokładnie 21 czerwca, gdy na dalekiej Północy słońce nie chowa się ani na chwilę za horyzontem. To był najpiękniejszy dzień w moim życiu.

Twoja żona też jest fotografem?

Nie, Lena jest pracownikiem socjalnym w Arce Noego. To taka placówka w Bottrop, naszym miasteczku. Pomaga dzieciom i zwierzętom. Ale wracając jeszcze do twojego pytania o pracę. Pewnie, że tęsknię za podróżowaniem. Uwielbiam odkrywać nieznane miejsca, smakować egzotycznych potraw, spotykać nowych ludzi; być z dala od rutyny, od tzw. normalnego życia. Ale widzę w obecnej sytuacji także plusy. Bo to „normalne życieˮ to ciągłe bycie w drodze, życie na walizkach i nieustanne rozstania.

Czyli lubisz swoją pracę?

Ja ją wprost uwielbiam! Jest moim żywiołem. Traktuję ją też jak przygodę, bo przecież śluby są różne. Choć na pewno łączy je udzielające się poczucie szczęścia i wielki ładunek pozytywnej energii. Za nic nie chciałbym zmienić zawodu.

Nie stresujesz się podczas ślubów?

Nie, zupełnie. Jestem z natury spokojny i w taki sposób też pracuję. Gdy biorę kamerę do ręki, staję się pewny siebie. Potrafię sprostać wymaganiom i nie umykają mi ważne ujęcia. Wiem również, czego się spodziewać, gdyż wcześniej dużo rozmawiam z parą młodą. Czasem jest mi tylko fizycznie ciężko, gdyż z zasady pracuję sam. Bo przecież każdy ma swój unikalny styl. Niedawno tylko poprosiłem o pomoc przyjaciela. To było podczas ślubu w Nowym Jorku, na który składały się dwie ceremonie – żydowska i hinduska. Trwały razem 18 godzin. To było ponad moje siły.

A nie denerwują Cię ci wszyscy goście biegający z kamerami i komórkami?

Zawsze pytam młodą parę, czy chce mieć ślub „unplugged” (bez telefonów), czy też z otoczką. I oni o tym decydują. Ja tylko podpowiadam, że robienie zdjęć przez laików, którzy wchodzą w drogę profesjonaliście, może utrudniać pracę. Ale rozumiem też, gdy cieszy ich, że bliscy umieszczają w mediach społecznościowych filmy i obrazy z imprezy oraz dzielą się z innymi tą wielką radością.

Fotografii uczyłeś się w Niemczech?

Dwadzieścia lat temu konieczne było zdobycie profesjonalnego wykształcenia fotograficznego czy dyplomu. Dziś już nie. Sam się wszystkiego nauczyłem.

Od początku był to Twój zawód marzeń?

Szczerze mówiąc, nie wiedziałem, kim chcę być, jak dorosnę. Po szkole odbyłem trzyletnie praktyki połączone z nauką projektowania i grafiki. Ale szybko zdałem sobie sprawę, że to nie dla mnie. Nudziłem się. Poza tym zawsze chciałem być swoim szefem. W poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, czego chcę od życia, wyjechałem na rok do Australii. Podróżowałem i wykonywałem różne prace – czy to przy owcach, czy przy uprawach. I pewnego dnia… Musisz wiedzieć, że nie jestem religijny, nie wierzę w jakieś znaki lub przeznaczenie. Ale po ośmiu miesiącach pobytu w Australii ktoś włamał się do mojego samochodu i ukradł mój paszport i portfel. Zostawił za to na siedzeniu aparat fotograficzny, gdzie miałem mnóstwo zdjęć. Zrozumiałem wtedy, co jest dla mnie ważne. Tak znalazłem odpowiedź na dręczące mnie pytanie (śmiech). Gdy wróciłem do Niemiec, zacząłem fotografować przyjaciół. Portrety, które wykonywałem, podobały się. Ktoś ze znajomych zaproponował, bym przyszedł na jego ślub z aparatem. Zacząłem zarabiać. Reszta jest historią.

Czytaj cały artykuł:


https://www.goethe.de/ins/pl/pl/kul/mag/21879590.html 2020-06-20

Aby nie widzieć poniższej reklamy:
zaloguj się jako lektor, jeżeli nie masz konta zarejestruj się.