korepetycje angielski korepetycje niemiecki
Nie jesteś zalogowany.
Nie masz konta?

O CO CHODZI Z... NIEMIECKĄ „WIZJĄ HISTORII”? SYSTEM PLURALISTYCZNY
O CO CHODZI Z... NIEMIECKĄ „WIZJĄ HISTORII”?
SYSTEM PLURALISTYCZNY

Z okazji otwarcia oddziału Instytutu Pileckiego w Berlinie wiceminister kultury Magdalena Gawin komentowała, że niemieckie instytucje propagują swoją wizję historii. O tym, czy istnieje jedno niemieckie spojrzenie na historię i jaką rolę ma tutaj Goethe-Institut, pisze dyrektor Instytutu w Warszawie Christoph Bartmann.


Tygodniki Do Rzeczy i Sieci zamieściły relacje z otwarcia w Berlinie pierwszego zagranicznego oddziału Instytutu Pileckiego. W relacjach cytowano słowa wiceminister kultury Magdaleny Gawin. Wiceminister wspomniała, że Niemcy propagują swoją wersję historii poprzez działania Goethe-Institut i Niemiecki Instytut Historyczny, a Polska również powinna podążyć tą drogą.

Wypowiedź pani minister dała mi do myślenia i to na wielu płaszczyznach. Po pierwsze: czy Polska dopiero powinna „podążyć tą drogą”, bo może podąża nią już od pewnego czasu? Po drugie: czy można w ogóle mówić o jednej, niemieckiej lub polskiej wersji historii? Po trzecie: jeśli tak, to czy Goethe-Institut i inni naprawdę zajmują się „propagowaniem“ niemieckiej wersji historii? I wreszcie: czyż praca na rzecz głębokiego zrozumienia historii nie powinna należeć do polityki, lecz nauki, w najlepszym razie oświeconej nauki w wymiarze transnarodowym?

Goethe-Institut niczego rzecz jasna nie „propaguje“, a już na pewno nie zajmuje się propagowaniem niemieckiej wersji historii, chociażby dlatego że taka wersja (jedna wersja historii) po prostu nie może istnieć w systemie pluralistycznym, w którym zmieniają się rządy i koalicje. Poza tym nie jesteśmy instytutem historycznym czy też instytutem ds. polityki historycznej – wcale nie tak często zajmujemy się historią. Tyle w kwestii wyjaśnienia.

Wypowiedź pani Gawin nie dawała mi jednak spokoju, dlatego ostatnio, podczas rozmowy z młodymi niemieckimi przedsiębiorcami, poddałem ją pod dyskusję. To w końcu jest niemiecka „wersja historii“ czy jej nie ma? A jeśli jest, kto ją ustala, by inni mogli ją „propagować“? Zdania rozmówców były podzielone. Jedni uważali jedną, oficjalną niemiecką wersję historii za absurd, inni zaś zauważyli, że przecież istnieje coś w rodzaju społecznego (choć niekoniecznie politycznego) podstawowego konsensusu co do niemieckiej historii, a ten, kto go podważa, może w Niemczech szybko zyskać status outsidera.

Do czego sprowadza się ów podstawowy konsensus historyczny? Przecież nie chodzi o Karola Wielkiego ani Konrada Adenauera, o Martina Lutra czy wojnę trzydziestoletnią. Naszą „wersję historii“ można zredukować do jednego-dwóch tematów. Pierwszym z nich jest oczywiście nazizm i wszystkie jego katastrofalne skutki. Dla kolejnych pokoleń uznanie winy i związanej z nią odpowiedzialności jest niejako zapisane w niemieckim DNA. To temat, który właściwie nie podlega dyskusji, a jeśli ktoś próbuje go kwestionować – przypomnijmy polityka AfD Gaulanda, który stwierdził, jakoby dwanaście lat hitlerowskiego reżimu było jedynie „ptasią kupą“ w zestawieniu z „tysiącleciem pełnej sukcesów niemieckiej historii“ – ten musi liczyć się z tym, że napotka na opór. Drugim tematem, który przywołali moi rozmówcy, była polityka Merkel wobec uchodźców w 2015 roku – czemu zresztą trudno się dziwić. Polityka ta, jak wiadomo, wzbudzała i nadal wzbudza kontrowersje nie tylko w samych Niemczech, lecz w całej Europie. Temat, jak to w demokracjach, pozostaje przedmiotem wielu debat i sporów, zarówno w mediach i życiu politycznym, jak i w rozmowach prywatnych. Nie przypominam sobie, by rząd specjalnie „propagował“ wówczas swoją ówczesną strategię wobec uchodźców. Wręcz przeciwnie, słów padało – bardzo w stylu Angeli Merkel – raczej niewiele, a wyjaśnień było jeszcze mniej (może zbyt mało). A już na pewno nie można mówić o jakiejkolwiek akcji propagandowej rządu.

Czytaj cały artykuł:

https://www.goethe.de/ins/pl/pl/kul/mag/21720545.html