korepetycje angielski korepetycje niemiecki
Nie jesteś zalogowany.
Nie masz konta?
GOETHE-INSTITUT: Drugie pokolenie Polaków w Niemczech MAMO, KIEDY STAŁAM SIĘ NIEMKĄ?
Drugie pokolenie Polaków w Niemczech
MAMO, KIEDY STAŁAM SIĘ NIEMKĄ?

Mówią po polsku z niemieckim akcentem. Przyjeżdżają na urlop nad Wisłę. Co łączy drugie pokolenie polskich emigrantów z Polską?

Paweł Figurski

Maximilian Szyłobryt mieszka z kotem w niewielkim domku w lesie. To jeszcze Koblencja, ale do pracy na uniwersytecie położonym w samym mieście jedzie samochodem około dwudziestu minut. – Jestem minimalistą. Nie chcę posiadać więcej, niż potrzebuję. Poza tym tworzę muzykę i, grając na gitarze czy perkusji, nie chciałem martwić się, czy komuś przeszkadzam – tłumaczy.

Mówi po polsku z niemieckim akcentem i co jakiś czas wtrąca niemieckie słowo. Od „also” (niem. „więc”) rozpoczyna co drugie zdanie. – Urodziłem się w Niemczech. Języka polskiego uczyli mnie rodzice. Poza domem mówiłem tylko po niemiecku; nawet z kolegami z Polski. Chyba że chcieliśmy coś ukryć albo załatwić między sobą, to przechodziliśmy na niezrozumiały dla innych polski. A… I jeszcze jak Rosjanie demonstrowali swoją siłę, mówiąc po rosyjsku, to też zaznaczaliśmy swoją obecność, mówiąc po swojemu – śmieje się.

Max to pierwsze dziecko Ani i Romana Szyłobrytów. Oboje pochodzą z przygranicznego Zgorzelca. Ona po raz pierwszy przyjechała do Koblencji (Nadrenia-Palatynat) w 1986 roku na ślub znajomego z Polski. I zakochała się w mieście; kolorowym, z otwartymi i dobrze wyposażonymi sklepami, tak różnym od szarego w tamtym czasie Zgorzelca. – Miałam paszport tylko na trzy miesiące, ale wiedziałam, że do Polski już nie wrócę. Wtedy niczego tam nie było, nie miałam po co wracać. Pamiętam, że jak pierwszy raz odwiedzili mnie rodzice, to ojciec powiedział: „Córciu, ty tutaj zostań” – opowiada Ania.

Roman trafił do Niemiec już po upadku żelaznej kurtyny. – To był mój dobry znajomy. Kiedy przyjechałam w odwiedziny do Zgorzelca, przypadkowo spotkałam tam Romka. Znowu się do siebie zbliżyliśmy. Romek bez wahania zdecydował, by przyjechać do mnie do Koblencji – wspomina Ania. Już w Niemczech urodziło się im dwoje dzieci. Dwa lata po Maksie na świat przyszła Nicola.

– Czy jestem Niemcem, czy Polakiem? – powtarza moje pytanie Max. – Nie mogę powiedzieć, że jestem bardziej Niemcem, bo tu się urodziłem i lepiej mówię po niemiecku, czy może bardziej Polakiem, bo z tego kraju pochodzą moi rodzice i dziadkowie. Może to wynika z tego, że nigdy nie rozumiałem granic między narodami, powodów podziałów. Mam dwa obywatelstwa, ale dla mnie to tylko papierki – odpowiada.

Pamięta, że ze względu na ciemne włosy szkolni koledzy brali go za Hiszpana lub Włocha. – Gdy dowiadywali się, jak się nazywam – a moje nazwisko jest dość nietypowe – to pokpiwali sobie ze mnie: „A, ha, ha, ty to jesteś Polak złodziej”. Kompletnie tego nie rozumiałem, nie znałem jeszcze tego stereotypu, a tym bardziej nie mogłem pojąć, dlaczego ktoś jest wyśmiewany tylko z powodu swojego pochodzenia. Szybko zrozumiałem, że nie trzeba się tym przejmować, bo w Niemczech żyje tyle narodowości i każdy jest tu inny.

Narodowość nie miała dla niego znaczenia, gdy dostał powołanie do Bundeswehry. Jego rocznik był jednym z ostatnich objętych powszechnym obowiązkiem służby wojskowej. – Musiałem wysłać list, w którym wyjaśniłem, dlaczego nie chcę iść do wojska. Na trzech stronach napisałem, że nie chcę dotykać pistoletu, jestem pacyfistą. Byłem dobrze przygotowany, miałem wybrane paragrafy, które przekonały wojsko – mówi Max.

– A gdyby to było polskie wojsko? – dopytuję.

– Flaga nie miała żadnego znaczenia. Ja po prostu nie chciałem iść do wojska. Nie wyobrażam sobie też, by te dwa kraje mogły ze sobą walczyć w przyszłości.

Max przyznaje, że podobają mu się polskie tradycje. – Pamiętam śmigus-dyngus. Lubiłem oblewać siostrę wodą. Będę się starał celebrować święta Bożego Narodzenia i Wielkanocy tak, jak zostałem nauczony. Jeśli się dobrze przyjrzeć tym tradycjom, to czy można powiedzieć, że są takie typowo polskie? Nawet choinka przyszła do Polski z Niemiec, a gdzieś czytałem, że wcale jej Niemcy nie wymyślili, bo wcześniej wiązał się z nią jakiś szamański rytuał.

Niemcy nie są państwem, z którym chciałby się trwale związać. – Teraz mam tu dobrą pracę, jeszcze wiele rzeczy do zrobienia. Chcę by to był taki port, do którego będę mógł zawsze wrócić, gdy na przykład zamieszkam w innym kraju – zdradza Max.

Konkretnego kraju docelowego nie ma. Polska? – dopytuję. – Zawsze chciałem pomieszkać przynajmniej pół roku w Zgorzelcu. To nawet nie chodzi o to, że to polskie miasto. Chciałbym pobyć dłużej z dziadkami, by poznać ich historię. Mnie nie interesują losy kraju, a losy konkretnych ludzi.

„PRACUJ, ŻEBY ŻYĆ”
W Polsce nie chciałaby mieszkać z kolei Nicola, siostra Maksa. Od dwóch lat mieszka w Australii. W Melbourne robi to samo, co Max w Koblencji – pracuje na uniwersytecie jako pomoc dla studentów. Gdy student ma jakiś problem – od znalezienia konkretnej auli do wsparcia finansowego – to do niej się kieruje.

– Lubię spędzać wakacje w Polsce, żeby zobaczyć się z moją rodziną. Ale myślę, że nie czułabym się tam dobrze, mieszkając na stałe. Szczerze, nie widzę siebie też na stałe w Niemczech. Te oba kraje – mam nadzieję, że nie zabrzmi to źle – kojarzą mi się z mantrą: „Żyj, żeby pracować”. Dlatego też wyjechałam do Australii – wyjaśnia Nicola.

Do rodziców w Niemczech telefonuje, gdy w Europie jest ósma rano lub dochodzi północ. Wtedy, gdy jest przed pracą lub z niej wychodzi, może opowiadać historie z drugiej półkuli. Pewnego razu zadzwoniła z poważnym pytaniem: „Mamo, kiedy stałam się Niemką?”.

Dzwoniła z niemieckiej ambasady w Australii, gdzie wyrabiała nowy paszport. Stary stracił ważność. – Zapytano mnie tam, kiedy stałam się Niemką. Odpowiedziałam, że przecież urodziłam się w Niemczech. Na to urzędnik zażądał zaświadczenia o obywatelstwie moich rodziców, bo według prawa mogę być Niemką od urodzenia tylko w przypadku, gdy rodzice w chwili moich narodzin byli Niemcami. Skontaktowałam się więc z mamą i zadałam jej właśnie to pytanie. Przesłała mi zaświadczenie, że Niemką zostałam, kiedy miałam 13 lat. To był dla mnie szok, bo byłam przekonana, że od urodzenia mam dwa obywatelstwa – odpowiada Nicola.

Szczerze przyznaje, że bardziej czuje się Niemką niż Polką. – W Niemczech się urodziłam i wychowałam, wszyscy moi przyjaciele tam mieszkają – wyjaśnia. Z rodzicami rozmawia po polsku, choć woli pisać już po niemiecku. Z kolei języka angielskiego używa, gdy odpisuje na moje pytania za pomocą komunikatora WhatsApp. – Nigdy nie miałam żadnych nieprzyjemności z powodu mojego pochodzenia. Nawet się cieszyłam, że mogę mówić w jeszcze jednym języku. Czy w przyszłości swoje dzieci też nauczę polskiego? Na pewno będę mówić do nich po niemiecku, ale też trochę po polsku. W sumie to moi rodzice mogą nauczyć je polskiego – śmieje się Nicola.

Czytaj cały artykuł:


https://www.goethe.de/ins/pl/pl/kul/mag/21800181.html 2020-04-05

Aby nie widzieć poniższej reklamy:
zaloguj się jako lektor, jeżeli nie masz konta zarejestruj się.