korepetycje angielski korepetycje niemiecki
Nie jesteś zalogowany.
Nie masz konta?

Goethe-Institut: Najważniejsze jest to, co dzieje się między nami...
Goethe-Institut: Najważniejsze jest to, co dzieje się między nami

Jesienią ubiegłego roku laureaci drugiej edycji programu rezydencyjnego Goethe@WRO, Carolin Liebl i Nikolas Schmid-Pfähler przygotowali i zrealizowali m.in. warsztaty dla dzieci poświęcone sztuce kinetycznej i robotycznej. O współpracy z artystami opowiada Agnieszka Kubicka-Dzieduszycka kuratorka i koordynatorka programu pobytów rezydencyjnych dla niemieckich artystów medialnych młodego i średniego pokolenia.

Czy warsztaty i rezydencja młodych niemieckich artystów spełniły pani oczekiwania jako kuratorki?

Efekty przerosły nasze plany i oczekiwania. Projekty tego typu, mające charakter procesu, eksperymentu, programowo zakładają niejasny wynik. Oczywiście wiemy mniej więcej, co chcemy osiągnąć, ale rezultat to efekt tak wielu zmiennych, że nigdy nie jesteśmy do końca pewni, czego się spodziewać i co wyniknie na przykład ze spotkania artystów z tak wymagającą publicznością, jaką są dzieci.

Warsztaty, które przeprowadziliśmy z Caroline i Nikolasem należą do prowadzonego przez nas programu mediacji sztuki. Jednym z jego z założeń jest to, że chcemy się wspólnie czegoś nauczyć poprzez kontakt ze sztuką współczesną i, często niełatwymi, zagadnieniami, którymi się ona zajmuje. Ważne jest jednak, żeby ten kontakt przebiegał w atmosferze wymiany doświadczeń i zabawy. To udało się nam znakomicie. Podczas kilkugodzinnych warsztatów dzieci, ale także ich rodzice, mogli nauczyć się konstruować mini-roboty. Atmosfera była fantastyczna, a reakcje uczestników bardzo spontaniczne. Wspólnie wysłuchaliśmy wykładów, poznaliśmy mechanizmy działania robotów tworzonych przez artystów, dzieciaki same mogły wymyślić i skonstruować swoje własne „czujące” roboty. Czasami rodzice byli bardziej zaangażowani niż dzieciaki! To dla nas bardzo ciekawe, bo często właśnie dzięki dzieciom dorośli doświadczają sztuki w zupełnie inny sposób, zaczynają się nią interesować. W takich momentach czujemy, że nasz koncept działa.

Innym celem rezydencji było nauczenie czegoś samych artystów. Carolin i Nikolas to twórcy bardzo młodzi, nigdy wcześniej nie prowadzili takich warsztatów. Chcieliśmy nauczyć ich realizacji takich projektów, oswoić z pracą z dziećmi, odkryć przed nimi ciekawą przestrzeń wymiany, pracy wokół dzieł. Dla nich to było odkrycie – byli bardzo pozytywnie zaskoczeni, zobaczyli żywe, spontaniczne reakcje na swoje dzieła i sami się przy tym czegoś nauczyli. To dla artystów zawsze duża satysfakcja.

Od nowych mediów do robotów

Carolin Liebl i Nikolas Schmid-Pfähler to kolejni zaproszeni przez WRO artyści, którzy zajmują się wykorzystaniem w sztuce nowych mediów – tworzą interaktywne instalacje robotyczne. Jaka jest pozycja tego typu sztuki na scenie artystycznej w ogóle?

Sztuka mediów na początku stanowiła osobną ścieżkę rozwoju sztuki współczesnej. W ubiegłym roku obchodziliśmy 50-lecie tej dziedziny, liczone od pierwszej prezentacji dzieł Nam Jun Paika – ojca sztuki mediów – w galerii Parnass w Wuppertalu w marcu 1963 roku. Wystawa ta wyprzedziła wszystko, co działo się wówczas w sztuce. Paik wystawił interaktywne obiekty, wyznaczając kierunki rozwoju sztuki, wprowadził pojęcie sztuki partycypacyjnej. Działania artystów medialnych wymagały wówczas sporej wiedzy i odważnego nastawienia na eksperyment.

Dzisiaj czasy się zmieniły i tak zwane nowe media – czyli komputerowe technologie komunikacji i przetwarzania obrazu – stały się nie tylko normalnym obszarem zainteresowań artystów, ale częścią współczesności i kultury popularnej w ogóle. Spotykamy się z nimi na co dzień i zazwyczaj nie zastanawiamy nad ich naturą, nad tym jak wpływają na nasze codzienne życie, na międzyludzkie kontakty, na całą sferę poznania, tworzenie kultury. Sztuka jest częścią tej rzeczywistości, trudno więc oczekiwać, żeby nowe media nie były w niej obecne. Dzisiaj to wydaje się oczywiste.

Ale artyści, którzy wybrali sobie ten rodzaj twórczości, zajmujący się technologią, która w tak intensywny sposób przenika wszystkie dziedziny życia, o wiele bardziej świadomie podchodzą do tych zagadnień. To sprawia, że artyści medialni i sztuka mediów wciąż zachowują pewną odrębność względem szeroko rozumianej sztuki współczesnej. Zajmują się oni często bardzo wysublimowanymi zagadnieniami, jak sztuka robotyczna, interaktywna czy bio art. Dziedzina ta jest dojrzała, ma wiele odcieni, kierunków, wpisała się nieodwołalnie pejzaż sztuki współczesnej.

Przepis na rezydencje artystyczne

Carolin Liebl i Nikolas Schmid-Pfähler odwiedzili Wrocław w ramach drugiej edycji programu rezydencjalnego Goethe@WRO. Jak ocenia pani potencjał tego typu programów?

Programów rezydencyjnych jest wiele – część instytucji prowadzi je dlatego, że to dzisiaj oczywista część organizacji życia artystycznego. My staramy się podchodzić do tego tematu w sposób świadomy – chodzi nam o to, żeby taki program realizować z wyjątkowymi artystami. Chcemy poświęcić im jak najwięcej czasu, żeby mogli jak najlepiej rozwinąć swój potencjał w nowym otoczeniu. Ich zadaniem jest praca i dzielenie się tym, czym mogą się i chcą się z nami podzielić. Potencjał takich rezydencji jest olbrzymi, jeśli umie się go dobrze wykorzystać. Nasi rezydenci zwykle zaczynają od wewnętrznej prezentacji – dla zespołu WRO, dla współpracowników, wolontariuszy, żebyśmy się mogli wzajemnie poznać.

Innym elementem jest publiczna prezentacja uwzględniająca wyniki ich pracy podczas rezydencji. Ważne, aby stworzyć artystom warunki, w których czują, że ich obecność jest dla istotna dla goszczącej instytucji. Pokazujemy im więc kulisy naszej pracy, umożliwiamy bezpośrednią interakcję z naszymi odbiorcami, jak i życiem kulturalnym i artystycznym Wrocławia, poznajemy z innymi artystami. W ciągu tych kliku tygodni staramy się jak najlepiej poznać i stworzyć wspólnotę.

Ważne jest, żeby włączać artystów w aktywną pracę z publicznością. To mogą być właśnie publiczne prezentacje, warsztaty z dziećmi, czy współpraca z zaprzyjaźnioną z WRO Galerią Art Brut zrzeszającą osoby niepełnosprawne intelektualnie, jak to miało miejsce w przypadku Niklasa Roya, naszego pierwszego rezydenta. Czasami trudno zdefiniować, co się podczas takich spotkań wydarza, ale wiemy, że to "coś" ma miejsce. I tu wracamy do początku naszej rozmowy – bardzo trudno ocenić rezultaty takiego spotkania. Pozostaje nam dokumentacja, pozostają fizyczne artefakty, ale najważniejsze jest to, co działo się między nami. Najważniejsze są rezultaty, które nie są materialne, ale które będą dawać efekty w przyszłości.

http://www.goethe.de/ins/pl/lp/kul/dup/bku/bku/pl12285157.htm