korepetycje angielski korepetycje niemiecki
Nie jesteś zalogowany.
Nie masz konta?

EDUNEWS.PL: O KOMUNIKACJI W EDUKACJI


Komunikowanie w edukacji jest procesem wyjątkowo skomplikowanym. Jednocześnie uczestniczy w nim co najmniej kilka różnych grup podmiotów: uczniowie, nauczyciele, rodzice, urzędnicy oświatowi (samorządowi, ministerialni), przedstawiciele instytucji edukacyjnych (publicznych – na przykład urzędów podległych MEN i prywatnych – na przykład organizacji pozarządowych), księża, dziennikarze (czy w ogóle: media), przedstawiciele firm sektora edukacji, no i oczywiście politycy, którzy na edukacji znają się najlepiej. Im więcej aktorów uczestniczących w edukacyjnych debatach, tym większy mętlik i tym istotniejsza rola tych, którzy za system edukacji są odpowiedzialni.

Komunikowanie się w edukacji ma chyba dość jasno określony cel. Kluczowe jest zapewnienie aby odbiorca zrozumiał, czego dotyczy zagadnienie, problem i potrafił potem samodzielnie wykorzystać uzyskaną informację, przetworzyć ją w wiedzę, a jeszcze lepiej – wykorzystać w praktyce. Bez efektywnej komunikacji system edukacji się po prostu „sypie“: uczniowie osiągają coraz gorsze wyniki, nauczyciele są coraz bardziej sfrustrowani zmieniającymi się warunkami pracy, społeczeństwo przestaje rozumieć sens podejmowanych reform, a ich autorzy zaczynają być odbierani jako aroganckich polityków próbujących bez uzasadnienia narzucić wszystkich wymyślone przez siebie, „najlepsze“ dla społeczeństwa lub Narodu (w zależności od opcji politycznej) rozwiązania.

Komunikacja w edukacji to fundament, na którym można i trzeba budować: szkołę, ruch rodziców, organizacje okołoszkolne, publiczne instytucje edukacyjne, w końcu cały szeroko rozumiany sektor edukacji. Ta najważniejsza sfera komunikacji w procesie uczenia się dotyczy nauczyciela (czy szerzej edukatora, pracującego z młodzieżą zarówno bezpośrednio, jak i pośrednio) i ucznia oraz samych uczniów. Ale to nie wszystko. Istotne jest również komunikowanie się dyrekcji z uczniami, nauczycieli z rodzicami, rodziców z uczniami, urzędników oświatowych z dyrektorami szkół, doradców i metodyków z nauczycielami, ministrów odpowiedzialnych za oświatę i edukację wyższą z nauczycielami/wykładowcami, edukatorami, urzędnikami oświatowymi, organizacjami edukacyjnymi, rodzicami, itp.

Nie trzeba wiele wysiłku, aby dostrzec, że z tą komunikacją w systemie edukacji jest coś nie tak. Wystarczy śledzić doniesienia medialne (oczywiście najlepiej z różnych mediów, aby mieć jak najbardziej rzetelną ocenę sytuacji). No więc na początek kilka obserwacji:

Sytuacja pierwsza - być może przejaskrawiona przez media. Młodzież z XIV L.O. we Wrocławiu wystąpiła o zdjęcie krzyży w szkolnych klasach, powołując się na Konstytucję RP. 16 grudnia odbyła się w tej szkole debata na temat obecności krzyży w szkole. Jedną z osób, która zabrała głos w sprawie był prof. Ryszard Legutko, były minister edukacji narodowej i obecny europoseł, który skomentował działania licealistów w taki sposób: „wcale nie chodzi ani o krzyż, ani o Jezusa Chrystusa, ani o prawdziwość objawienia, ani nie chodzi o kwestię konstytucyjną. Tak naprawdę chodzi o zadymę. Rozpuszczeni smarkacze czują się kompletnie bezkarni. To jest typowa szczeniacka zadyma. Przy czym za zadymę to człowiek bywa - jak chodzi do szkoły i szkoła jest dobra - karany. Czyli ponosi konsekwencje. Natomiast oni są kompletnie bezkarni, ponieważ cała tzw. postępowa opinia publiczna będzie za nimi.“

Nie będę oceniał w ogóle tej inicjatywy – nie dotyczy ona niniejszego artykułu, ale uważam, że kto jak kto, ale były minister edukacji narodowej, a obecnie europoseł, powinien szczególnie dbać o jakość komunikowania się z uczniami i opinią publiczną. Jeżeli zakładamy, że uczeń opuszczający szkołę ponadgimnazjalną ma być osobą samodzielną, samodzielnie myślącą, wykształconą i odpowiedzialną za siebie i swoje czyny, to nie możemy uczniów mających odmienne poglądy traktować jak zadymiarzy. Bo wartościowe jest to, że mają swoje poglądy i potrafią je wyrazić oraz próbują ich bronić. O to chodzi właśnie w procesie edukacji i należy się cieszyć, że prof. Legutko nie odpowiada już za polską oświatę. Wychodzi z jego wypowiedzi, że raczej nie rozumie edukacji, a także nie potrafi się komunikować z uczestnikami procesu edukacji. Gdyby Pan Profesor kiedyś to przeczytał, to zaznaczam, że nie zaliczam siebie do tzw. postępowej opinii publicznej, cokolwiek ta nowomowa mogłaby oznaczać. Natomiast zajmuję się edukacją zawodowo i nie dla uprawiania polityki.

Sytuacja druga - powiązana z pierwszą: na zakończenie szkolnej debaty w XIV L.O we Wrocławiu, Ks. Wojciech Zięba, szkolny katecheta, wręczył przeciwnikom wieszania krzyży w klasach: misia, plastikowe pistolety i książkę. Miał to być żart, no ale... No właśnie – zupełnie z zewnątrz to oceniając, to mamy w tym przypadku do czynienia z komunikatem: „ryby i dzieci głosu nie mają“. Macie tu misia i pistolety, idźcie się pobawić. Żart raczej nie udany, poniżający uczniów. Potwierdzenie – tym razem od strony (jednak) przedstawiciela środowiska nauczycielskiego – że nie oczekuje się od uczniów, aby myśleli, mówili, byli aktywni. Komunikacyjna klapa. Jeżeli właściwy dla edukacji jest dialog, a nie monolog, to tak nie może postępować żaden odpowiedzialny nauczyciel. W końcu to nauczyciel jest odpowiedzialny za to, aby uczniowie kiedyś „wyrośli na ludzi“. Jeśli poniża i żartuje sobie w taki sposób z uczniów, działa w sumie wbrew swemu powołaniu.

Sytuacja trzecia - wykorzystując posiadane środki na kampanię informacyjną w związku z obniżeniem wieku szkolnego i wysłaniem sześciolatków do szkół, Ministerstwo Edukacji Narodowej próbuje zamieścić banery reklamowe promujące reformę na stronach internetowych przeciwników reformy. Ministerstwo podejmowało początkowo próby dyskusji z rodzicami, którzy nie zgadzali się z założeniami reformy, ale w końcu postawiono na zmasowaną propagandę edukacyjną. Po co tam się przejmować rodzicami, którzy martwią się o swoje dzieci? Przecież ministerstwu nie zależy na rodzicach wtrącających się w system szkolny. Czyżby dla MENu najlepsi rodzice byli tacy, którzy się nie interesują szkołą, a więc nie komunikują się z nauczycielami i dyrektorami, nie dopytują się, nie piszą wniosków i jeszcze płacą na komitet rodzicielski. Przy bardzo ważnej reformie – i bardzo potrzebnej w Polsce, jeśli myślimy faktycznie o budowaniu społeczeństwa wiedzy i konkurowaniu ze światem – obniżenia wieku szkolnego, ministerstwo poniosło komunikacyjną porażkę. Z własnej winy – nie potrafiło stworzyć warunków do odpowiedniego komunikowania założeń reformy i pokazywania, że proponowane rozwiązania przyniosą pozytywne skutki.

Sytuacja czwarta - zaobserwowana na własne oczy. Na początku 2009 roku w trakcie dużej konferencji edukacyjnej w gmachu Sejmu RP Minister Edukacji Narodowej Katarzyna Hall, w odpowiedzi na pojedynczy głos krytyki z sali (fakt, że niezbyt udany), zrywa się zza stołu prezydialnego i odgrywa scenę boleśnie zranionej osoby, udając, że natychmiast wychodzi. Paradoksalnie, ktoś domagał się, aby Pani Minister została na części dotyczącej pytań, aby uczestnicy mieli możliwość dyskusji z osobą, która jakby nie było firmuje reformy edukacyjne w Polsce. Z sali wyglądało to fatalnie, jak próba uniknięcia rozmowy o tematach ważnych dla oświaty. Znów – podobnie jak przy prof. Legutce – uważam, że szczególnie Minister Edukacji Narodowej musi być zawsze otwarty na komunikowanie się, choćby padał ze zmęczenia uczestnicząc w maratonach spotkań i konferencji. Potrzebujemy w Polsce debat edukacyjnych i to zwłaszcza ministerstwu powinno na nich zależeć. Bo przecież nie można w 100% założyć, że ministerstwo zawsze wie, co jest najlepsze dla rozwoju polskich szkół. No chyba, że tak MEN naprawdę uważa...

Otwieram temat: komunikacja w edukacji ma kluczowe znaczenie dla powodzenia i skuteczności procesu uczenia się, a także dla kształtowania spójnego i sympatycznego (i dla uczących się i dla nauczających) środowiska edukacyjnego. Jeżeli osoby odpowiedzialne za edukację w Polsce nie będą potrafiły się komunikować z uczestnikami procesu edukacji, nie należy oczekiwać, że nastąpi jakakolwiek poprawa jakości nauczania. Skuteczna komunikacja i jakość nauczania to dwie strony tego samego medalu. Czy w polskiej oświacie mamy do czynienia z komunikacją na bardzo dobrym, dobrym, dostatecznym, czy niedostatecznym poziomie? Ciekawy jestem Państwa opinii.

więcej na:
http://www.edunews.pl/index.php?option=com_content&task=view&id= 963&Itemid=1