korepetycje angielski korepetycje niemiecki
Nie jesteś zalogowany.
Nie masz konta?

Goethe-Institut: Poszerzanie pola kreatywności: Ryszard Turczyn, tłumacz i znawca literatury.
Goethe-Institut:

Poszerzanie pola kreatywności


Ryszard Turczyn, tłumacz i znawca literatury, laureat nagrody im. Karla Dedeciusa, opowiada o drugiej stronie swojego zawodu – pracy konsultanta i agenta literackiego.

Załóżmy, że czyta Pan świetną książkę. Jaka myśl pojawia się najpierw – przetłumaczyć ją, czy kupić do niej prawa?

Jako tłumacz działam elastycznie – kiedy czytam świetną książkę oczywiście pojawia się w mojej głowie myśl, żeby ją przetłumaczyć. Często mi się udaje, bo wiem, jaki wydawca w Polsce może być taką właśnie książką zainteresowany.

Jako agent literacki pracuję inaczej – reprezentuję konkretne zagraniczne wydawnictwa. Nie jest więc tak, że czytając dowolną książkę, mogę myśleć o zaproponowaniu jej komuś w Polsce. Rynek podzielony jest pomiędzy różne agencje. Jeśli jako agent nie mam danego wydawnictwa „w swojej stajni“, to – mówiąc kolokwialnie – nie mam co startować, nawet jeśli książka nieprawdopodobnie mi się podoba. Agent i tłumacz to więc rozgraniczone zawody.

Czyli jako agent pracuje Pan na korpusie i wybiera pan książki, do których warto kupić prawa, spośród określonych zagranicznych tytułów?

W dużej mierze tak, ale to ciut bardziej skomplikowane. Część zagranicznych autorów sama dysponuje prawami do swoich książek. Można więc, nawet przypadkiem, skontaktować się z nimi i wtedy się okazuje, że „są oni do wzięcia“, a ich tytuły można kupić. Rzeczywistość, w której pracuje agent, to płynna i dynamiczna struktura.

Czy zdarzyła się Panu owocna współpraca z autorem, który sam siebie reprezentuje?

Tak. W ten sposób działają przede wszystkim początkujący pisarze. Uczestniczą w różnych targach książki, a jest ich mnóstwo na całym świecie, zgłaszają się do biura organizatorów, a biuro rozsyła zapytania do różnych agencji z propozycją spotkania z autorem. Książka takiego autora jest prezentowana w krótkim mailu, znajduje się w nim przeważnie również adres mailowy pisarza. Jeśli tytuł mnie zainteresuje, umawiam się bezpośrednio z autorem.

Podczas ostatnich targów książki w Londynie odbyłem takie spotkanie z pewnym lekarzem mieszkającym w Anglii, który napisał książkę dla zajętych tatusiów – o tym, jak nie tracić kontaktu z dzieckiem. To był jego przypadek, on sam był tak zapracowany, że dzieciństwo jego dziecka jakoś mu umknęło. Ma misję, żeby inni już nie powtarzali jego błędu. Napisał do nas również pewien Portugalczyk, dość dynamicznie dbający o swoje interesy, i pod naszymi skrzydłami będzie się go teraz w Polsce publikować.

Mówi Pan w liczbie mnogiej. Co to za „my“? Czy agent z natury raczej nie działa sam, tylko w strukturze?

Nie pracuję na żadnym etacie. Jestem przede wszystkim tłumaczem literatury niemieckojęzycznej i od samego początku wykonuję to zajęcie jako wolny zawód. Niejako „po godzinach“ działam jako konsultant jednej z agencji literackich. To moje hobby, które pozwala mi wyjść do ludzi, wyjeżdżać na polskie i zagraniczne targi książki, a nie siedzieć tylko przy ekranie komputera – co oczywiście też bardzo lubię. Od czasu do czasu warto porozmawiać w znanych sobie językach w różnych miejscach świata. A poza tym w ten sposób jestem bliżej wiedzy o tym, co aktualnie dzieje się w literaturze. To rzeczy, które później procentują w moim głównym zajęciu.

Która z prac jest większym wyzwaniem – praca tłumacza czy agenta. Czy to się da w ogóle porównać?

Ale za to często te zajęcia naturalnie współwystępują. Dzięki kontaktom z polskimi wydawcami, jakie mam z racji działalności „agencyjnej“, mogę trafniej wytypować, komu zaproponować książkę, którą uważam za ważną i którą sam chciałbym tłumaczyć, ale opublikowaną przez wydawcę spoza naszej listy. Jeśli wydawcy polskiemu mój pomysł się spodoba, przejmuje dalej proces kontaktowania się z właściwą agencją. W tym sensie te prace się łączą, natomiast nie można ich porównywać.

Zagwozdki tłumaczeniowe mają inny poziom i zakres, natomiast w pracy agenta występują tylko formalne problemy albo kwestia nadmiaru wyboru, czyli „komu co zaproponować“. Bywają też przykre momenty, kiedy „przetarg“ na dobry tytuł wygrywa po prostu silniejszy finansowo polski wydawca, a my byśmy chcieli, żeby wygrał ten teoretycznie słabszy, który jednak z większą pasją zabrałby się za wydanie tytułu. Ale nasze możliwości wpływania na decyzje właścicieli praw są ograniczone. Decydują pieniądze i wydawca zagraniczny najczęściej po prostu wybiera ofertę najlepszą finansowo.

W pracy tłumacza używa Pan wiedzy, ale i intuicji. Czy w pracy agenta jest podobnie? Skąd Pan wie, że książka będzie hitem?

Liczenie, że coś będzie bestsellerem to z jednej strony przekleństwo rynku książki, a z drugiej – czynnik, który stanowi o smakach i sukcesach na tym polu. Zdarza się, że coś, co teoretycznie było skazane na pożarcie, staje się hitem, a coś, w co zainwestowano wielkie pieniądze, okazuje się klapą. Bywa nawet tak, że nasza sugestia powoduje, że wydawca oryginalny włącza do swojej oferty na zagranicę tytuł, którego w ogóle nie uwzględniał, ponieważ wydawało mu się, że to jest zbyt lokalne, że nikogo tym nie zainteresuje. A nasze intuicje wskazują, że warto wydawać, i okazują się słuszne.

Na przykład?

Całkiem niedawno znalazłem w ogólnym programie naszego wydawcy książkę, będącą autentycznym zapisem przeżyć zwykłej kobiety, która postanowiła, że będzie sama opiekować się swoimi starymi, schorowanymi rodzicami i za nic nie odda ich do domu opieki. Wydawca oryginału był przeświadczony, że przedstawiona w niej dramatyczna historia, to po prostu zapis jednostkowego cierpienia, my zobaczyliśmy w niej uniwersalny przekaz, poruszający ważne i coraz bardziej aktualne problemy, żywe także w Polsce, o czym świadczą pojawiające się coraz częściej i u nas artykuły na podobne tematy. Książka natychmiast znalazła polskiego wydawcę i wkrótce się ukaże. Co więcej, po umieszczeniu jej w programie „na zagranicę“, niemal od razu znalazła też odbiorców w kilku krajach – i to nie tylko europejskich.

Czyli tak naprawdę w zawód agenta też jest wpisane posłannictwo?

Tak, ale przede wszystkim kreatywność. Agent literacki, jeśli tylko chce, ma jak najbardziej realny wpływ na kształt rynku wydawniczego w swoim kraju, a w szerszej perspektywie – na kształtowanie debaty publicznej.
http://www.goethe.de/ins/pl/lp/kul/dup/lit/mar/pol/pl11028611.ht m