korepetycje angielski korepetycje niemiecki
Nie jesteś zalogowany.
Nie masz konta?
Goethe-Institut: Wolontariat w Niemczech TO NIE POTRZEBA, TYLKO PRZYWILEJ
Wolontariat w Niemczech
TO NIE POTRZEBA, TYLKO PRZYWILEJ

Annina uważa, że wolontariat to przywilej dawania innym czegoś od siebie i najlepszy sposób na zagospodarowanie wolnego czasu. Dla Dominika zaangażowanie się w pracę na rzecz innych było naturalne. W jego rodzinie od zawsze była wrażliwość na los innych i silne poczucie społecznej odpowiedzialności. Zdaniem Floriana wolontariat to samonapędzająca się machina – widzisz ludzi pomagających innym i sam chcesz od razu zacząć działać. A Hanna wraz z przyjaciółką stworzyła portal, na którym można wybrać wolontariat dopasowany do własnych zainteresowań i dyspozycyjności.



Izabela O’Sullivan

Według raportu z badań „Wolontariat w Niemczech“ [1], w bezinteresowne działanie na rzecz innych angażuje się aż 43,6 procent mieszkańców tego kraju w wieku powyżej 14. roku życia. Wolontariuszami częściej zostają osoby lepiej wykształcone. Najbardziej aktywni w tym obszarze są młodzi do 29. roku życia. Wśród uczestników projektów wolontariackich po trzydziestce jest więcej kobiet. Działacze społeczni, pytani o powód swojego zaangażowania, najczęściej twierdzą, że zwyczajnie czerpią z tego przyjemność. Ważne jest dla nich również to, że spotykają w ten sposób innych ludzi i że mogą współkształtować środowisko społeczne.

Annina jest starszą konsultantką (szefową personelu) ds. doradztwa strategicznego i cyberbezpieczeństwa w firmie Deloitte w Berlinie, która zajmuje się m. in. audytem, consultingiem i zarządzaniem ryzykiem. Praca Anniny wymaga dużego zaangażowania, wiąże się też z częstymi wyjazdami w kraju i za granicę. Mimo to Annina działa jako wolontariuszka w trzech organizacjach.

Zawsze interesowały ją różne rzeczy. Jej przygoda z wolontariatem zaczęła się jeszcze w szkole średniej. Wtedy traktowała tę działalność jako udział w dodatkowych, rozwijających projektach. Współtworzyła na przykład szkolną gazetkę, była też w szkolnym zespole pogotowia.

Jako czternastolatka dołączyła do Niemieckiego Czerwonego Krzyża i działa w tej organizacji do dziś, choć w międzyczasie kilkukrotnie zmieniała miejsce zamieszkania. – Nasz dom rodzinny był blisko stacji pogotowia. Czasem przychodzili do nas wolontariusze zbierający datki. Już jako sześciolatka wiedziałam, że chcę pomagać ludziom w kryzysowych sytuacjach – wyznaje. Dziś jest sanitariuszką a w zeszłym roku zastępowała szefa jednostki w swoim okręgu w Berlinie. Podczas pięcioletniego pobytu w Anglii – obok wolontariatu w Czerwonym Krzyżu – zaangażowała się w działalność St John Ambulance, brytyjskiej organizacji charytatywnej (przyp. red.).

Za jedną z najpiękniejszych rzeczy związanych z wolontariatem uważa to, że dzięki niemu poznaje ludzi, którzy stają się jej przyjaciółmi. – To bardzo głębokie relacje. Z jednej strony łączy nas wspólna pasja, z drugiej – razem przeżywamy trudne chwile. Darzymy się ogromnym zaufaniem. Zbliża nas również podejście do wolontariatu – to nie praca, tylko wybór. Uczy współpracy i pozwala spojrzeć z zupełnie innej perspektywy na drugą osobę, nawet jeśli nie nadajesz z nią na tych samych falach – twierdzi.

Oprócz pracy w służbach medycznych i działalności wolontariackiej w służbach ratunkowych Annina jest również aktywna w grupie szybkiej rekacji w sytuacjach zagrożenia, np. w wypadkach masowych i katastrofach. Największym wyzwaniem w jej wolontariacie był sześciomiesięczny pobyt w Ameryce Południowej. Po studiach licencjackich zrobiła na uczelni przerwę w roku akademickim 2014/2015 i pojechała z Czerwonym Krzyżem do Boliwii, by pracować w wiejskim szpitalu. – Był oddalony o dziesięć godzin jazdy samochodem od najbliższego dużego miasta. Brakowało sprzętu i wyszkolonego personelu – opowiada. Pomagała głównie na szpitalnym oddziale ratunkowym i na sali operacyjnej. – Było ciężko z kilku powodów. Po pierwsze, życie pacjentów, którzy tu umierali z braku sprzętu medycznego albo zbyt późnego przyjazdu do szpitala, w Niemczech nie stałoby w ogóle pod znakiem zapytania – twierdzi. – Po drugie, musiałam sobie tłumaczyć, że mogę coś zrobić tylko o tyle, o ile mi pozwolą okoliczności. Każdy ma swoją strategię na wyjście z takiej sytuacji. Moja koncepcja brzmiała tak: Daję z siebie sto procent. Ale musiałam też zaakceptować sytuacje, w których nie mogłam pomóc – mówi Annina. Ma na myśli pacjentów chorych na raka. Ten boliwijski szpital nie oferował chemioterapii, więc dla pacjentów diagnoza „nowotwór” oznaczała najczęściej wyrok śmierci.

Po powrocie z Boliwii rodzina, przyjaciele, ale też ludzie z różnych organizacji pytali o wrażenia Anniny. Chętnie dzieliła się z nimi swoimi doświadczeniami, ale zawsze miała wrażenie, że może im opowiedzieć jedynie ułamek historii – tylko z własnej perspektywy i na podstawie krótkiego pobytu w tym miejscu. Wtedy zrodził się pomysł, by stworzyć projekt VOICE i oddać głos wolontariuszom działającym na co dzień w organizacjach społecznych, pokojowych i humanitarnych w różnych krajach. W ramach tego projektu zaczęła zbierać raporty z całego świata.

W 2019 roku Annina i osoby pracujące z nią przy VOICE wydały książkę pt. A Definition of Snow. – Książka zawiera 14 raportów terenowych, przygotowanych na przykład przez lekarzy w Boliwii, nauczyciela w Libanie, działaczki na rzecz praw kobiet w Palestynie i pracowników organizacji humanitarnych w Sudanie Południowym i Kenii – wylicza. – Każda opowieść napisana przez nich samych, każda niesamowicie inspirująca. W planach jest już kolejna publikacja. VOICE jest teraz stowarzyszeniem i ma stały zespół, który tworzy jedenaścioro wolontariuszy z całego świata.

Annina jest również szefową Leo-Club Quadriga w Berlinie, który działa przede wszystkim na rzecz dzieci. Członkowie klubu realizują dwa projekty: w dziecięcym centrum kardiologicznym i w domu dziecka. Bawią się z dziećmi, majsterkują, czytają na głos i jeżdżą na wycieczki. Klub pozyskuje niezbędne środki dzięki regularnie organizowanym zbiórkom publicznym. W ten sposób można również wspierać inne projekty.

Wolontariat w tych trzech organizacjach zajmuje Anninie łącznie około 15 do 20 godzin tygodniowo. – To mój wybór. Większość tego czasu spędzam przeważnie z przyjaciółmi i wspaniałymi ludźmi, dlatego liczę godziny trochę inaczej – mówi. Jak pogodzić życie osobiste z pracą i jeszcze tak intensywnym wolontariatem? – Podstawa to planowanie z dużym wyprzedzeniem – twierdzi. – Dobrze jest też wiedzieć, kiedy i która z organizacji potrzebuje cię najbardziej, aby szybciej sporządzić grafik. Mam też świadomość, że nawet jak jeden wolontariat wysuwa się na pierwszy plan, wciąż pamiętam o swoich zobowiązaniach względem pozostałych organizacji. I oczywiście nie może się przy tym obniżyć moja wydajność w pracy.

Annina twierdzi, że wolontariat to najlepszy sposób na spędzenie wolnego czasu. – Dzięki niemu moje wieczory i weekendy są wyjątkowe. Nie wyobrażam sobie siebie siedzącej w sobotę po południu na sofie i oglądającej Netflixa – wyznaje. Kiedy pytam, skąd w niej potrzeba działania jako wolontariuszka, od razu prostuje. – Nie wydaje mi się, że to potrzeba. Wolontariat nie powinien być ani potrzebą, ani czymś, co robisz, aby dobrze wyglądało w CV albo dawało ci coś w zamian. Dla mnie to niesamowicie dobry sposób wykorzystania własnych umiejętności, aby pomóc ludziom albo ich uszczęśliwić. To przywilej dawania czegoś od siebie – mówi. Przyznaje, że zdarzają się chwile, kiedy wieczorem wraca z pracy do domu, chciałaby tylko coś zjeść i położyć się spać. Wygrywa jednak zobowiązanie – mówi. – Podobno jedna osoba nie zmieni świata, ale to nieprawda. Każdy, nawet drobny wkład się liczy i widzisz to każdego dnia wolontariatu. To napędza ciebie a także ludzi wokół.
FLORIAN, 25 LAT
Florian zaczął działać wolontariacko na studiach, bo wtedy mógł elastycznie zarządzać czasem. Pierwszą dużą inicjatywą był wolontariat w Londynie. Zaangażował się w niego podczas trwającej rok wymiany studenckiej. Na uniwersyteckich targach natknął się na organizację Hot Chocolate Society. Zaczęła od rozdawania bezdomnym gorącej czekolady na rozgrzanie; z czasem też jedzenia, ubrań czy śpiworów. – Codziennie w drodze na uczelnię widziałem bezdomnych siedzących na ulicach. Uderzyło mnie, że to było w centrum miasta – ekskluzywne dzielnice w środkowej części Londynu kontrastowały z ekstremalną biedą. Miałem wrażenie, że chociaż w niewielkim stopniu mogę coś zmienić – wyznaje.

Zwykle raz w tygodniu grupa wolontariuszy Hot Chocolate Society odwiedzała miejsca, gdzie koczowali bezdomni, i dostarczała im potrzebnych rzeczy. – Czasami podczas tych zajęć wywiązywała się między nami rozmowa – mówi Florian.

Kiedy przeprowadził się do Berlina, dołączył do uczestników projektu mentorskiego, skierowanego do uczniów z krajów arabskich. Wolontariusze są mentorami, którzy pomagają dzieciom i nastolatkom w odrabianiu pracy domowej i nauce. Ale organizują też mecze, zajęcia gotowania czy wspólne wyjścia do muzeów.

Florian o tej inicjatywie usłyszał od znajomej. Jako osoba kontaktowa pomaga uczestnikom rozwiązywać problemy, odpowiada na pytania oraz regularnie organizuje opiekę nad dziećmi i dodatkowe zajęcia. Dużą część zadań Florian może sobie elastycznie zaplanować, a także zająć się nimi wieczorem i w weekendy, po wykonaniu obowiązków zawodowych. – Jeśli ktoś ma problem w znalezieniu mentora, wspólnie szukamy rozwiązania. Jako osoba kontaktowa pośredniczę w kontakcie między rodziną dziecka a mentorem oraz staram się motywować obydwie strony – opowiada Florian. – Mamy też cotygodniowe dyżury. Wtedy ludzie mogą przyjść do naszego biura i porozmawiać.

Liczba dzieci szukających mentorów przewyższa liczbę tych drugich. Stąd długa, kilkumiesięczna lista oczekujących. – Nieustannie szukamy nowych opiekunów. Pojawiamy się na uniwersytetach, rozpoczęliśmy kampanię plakatową, uczestniczymy w targach wolontariackich organizowanych przez miasto i jesteśmy aktywni w mediach społecznościowych. Prosimy obecnych tam wolontariuszy, by polecali nas swoim przyjaciołom i znajomym – Florian wymienia kanały, za pomocą których starają się pozyskać nowe osoby.

W jego przypadku włączenie się w wolontariat było naturalne. – Wychowywałem się w bardzo dobrych warunkach i czułem, że powinienem się jakoś odwdzięczyć – wyznaje. A dziś, po ponad pięciu latach działania jako wolontariusz, stwierdza: – To bardzo wzbogacające doświadczenie, które daje poczucie spełnienia i kontakt z innymi ludźmi.

Jak twierdzi Florian, także wiele niemieckich szkół i uczelni wspiera wolontariat. Mimo że jest nieobowiązkowy, kładzie się na niego nacisk. – Ale najbardziej działa samonapędzająca się machina. Widzisz dookoła mnóstwo zaangażowanych ludzi i to sprawia, że sam też chcesz pomagać – dodaje.

Również lokalne władze zachęcają do działalności wolontariackiej. – W Berlinie mamy program, dzięki któremu wolontariusze mogą korzystać z różnych zniżek i ofert – wyjaśnia Florian. – O kartę, która do nich uprawnia, mogą ubiegać się zarówno mentorzy, jak i uczniowie. Ale nie wszyscy chcą ją mieć. Niektórzy odmawiają, twierdząc, że dla nich podstawą wolontariatu jest to, że nie chcesz nic w zamian.

DOMINIK, 28 LAT
Od godziny osiemnastej do północy potrafi zjawić się nawet stu pacjentów. Mimo to każdy wolontariusz Czerwonego Krzyża z oddziału, w którym służy Dominik, chce jechać na Bergkirchweih, czyli na festiwal piwny odbywający się w okresie Zielonych Świątek w niemieckim Erlangen. W takiej atmosferze można najlepiej doskonalić swoje umiejętności. – Ludzie przychodzą z różnymi problemami. Najczęściej to poranione stopy, obtarte pięty. Takich przypadków nawet nie podajemy w statystykach. Ale są też skaleczenia szkłem, upadki, problemy krążeniowo-oddechowe – wymienia Dominik. Do działania motywują go krew i rana. Wtedy od razu wie, co robić. Najgorsze są dla niego problemy z oddychaniem albo ból serca, bo wolontariuszom Czerwonego Krzyża nie wolno podawać leków.

Zdarza się, że od samego stanu zdrowia pacjenta trudniejsze są warunki zewnętrzne, a konkretniene stopy, obtarte pięty. Takich przypadków nawet nie podajemy w statystykach. Ale są też skaleczenia szkłem, upadki, problemy krążeniowo-oddechowe – wymi, że nas pozwą. Byli wściekli. Okazało się, że dziewczyna jest skrzypaczką i kolejnego dnia miała wystąpić na koncercie. Nie mogła zagrać z powodu nakłucia.

Dominik udziela się w Czerwonym Krzyżu średnio trzy razy w miesiącu. Najczęściej uczestniczy w wydarzeniach kulturalnych i sportowych. Zdarzają się spotkania z dziećmi i młodzieżą, podczas których wolontariusze opowiadają o tym, co robią.

Czytaj cały artykuł:


https://www.goethe.de/ins/pl/pl/kul/mag/21770680.html 2020-04-13

Aby nie widzieć poniższej reklamy:
zaloguj się jako lektor, jeżeli nie masz konta zarejestruj się.