korepetycje angielski korepetycje niemiecki
Nie jesteś zalogowany.
Nie masz konta?
Goethe-Institut: Imprezy w Bauhausie BAWMY SIĘ!

Imprezy w Bauhausie
BAWMY SIĘ!

W Bauhasie wiedziano, jak się bawić. Zabawy towarzyskie i bale kostiumowe organizowano przy każdej nadarzającej się okazji. Świętowano powitania i pożegnania wykładowców, rozdanie dyplomów, a poszczególne święta miały swoje motywy przewodnie. Wszystko kręciło się wokół jednej myśli szkoły: wspólna praca i wspólne fety.

Paulina Olszewska

W pierwszych kadrach filmu Lotte w Bauhausie (Lotte am Bauhaus) widzimy główną bohaterkę Lottę Brendel, która jedzie ze swoją siostrą na rowerze. Jadąc, natyka się na grupę młodych ludzi – dziewczyn i chłopców – którzy nago biegną przez park, obsypując się kolorowym pigmentem a na koniec wskakują do rzeki Ilm. Przy okazji sieją ogólne zgorszenie wśród szacownych mieszkańców Weimaru. Czy ta scena to tylko wyobraźnia reżysera wykreowana na potrzeby filmu? A może ma jednak choć trochę wspólnego z bauhausową rzeczywistością?

UCZELNIA INNA NIŻ WSZYSTKIE
Nie od dziś wiadomo, że Bauhaus od początku miał być szkołą inną niż wszystkie. Jak na tamte czasy proponował innowacyjny model nauczania artystycznego, zatrudniał jako swoich profesorów i profesorki osoby o niesztampowym podejściu do sztuki i edukacji młodzieży. Nabór do szkoły otwarty był dla kobiet, osób mniej zamożnych, pochodzących z różnych środowisk, krajów i kultur. Można powiedzieć, że Walter Gropius, zakładając Bauhaus, chciał stworzyć miejsce iście egalitarne. Miała to być szkoła rozwijająca w uczniach i uczennicach nieograniczoną wolność artystyczną, ale oparta także na wzajemnym szacunku, bez hierarchii i podziałów klasowych. Ta demokratyczna zależność dotyczyła nie tylko relacji pomiędzy samymi studentami i studentkami, ale także ich stosunku do wykładowczyń i wykładowców. W nauce chodziło o zerwanie z tradycyjną zależnością mistrz-uczeń i stworzenie równych relacji międzyludzkich. Dla Waltera Gropiusa jednak nie tylko istotna była sama nauka, ale także i czas wolny, który przeznaczony miał być nie tylko na (oczywiście aktywny i fizyczny) odpoczynek, ale także i na zabawę.

Już w manifeście założycielskim szkoły znalazł się odpowiedni ku temu zapis. W „Zasadach Bahausu” czytamy o „dbałości o przyjacielskie stosunki pomiędzy nauczycielami a studiującymi także poza pracą, przez teatr, wykłady, poezję, muzykę, kostiumy, budowanie zabawnego ceremoniału na tych spotkaniach”. Szczególnie tę zasadę regulaminu pierwszego dyrektora Bauhausu studenci i studentki wzięli sobie głęboko do serca.
IMPROWIZACJA, ZABAWA I EKSPERYMENT
W Bauhasie wiedziano, jak się bawić. I to jak! W rok akademicki szkoły na stałe wpisane były cztery święta, które witały nadejście każdej nowej pory roku. Przyjście wiosny świętowano festiwalem latarni (Laternenfest), kolejne święto obchodzono w czasie przesilenia letniego. Festiwalem latawców inaugurowano nowy rok akademicki. Zaś z okazji Bożego Narodzenia obdarowywano się prezentami (Julklapp). Każdy z tych festiwali poprzedzały tygodnie przygotowań, które pochłaniały pracę w warsztatach i pracowniach nad odpowiednimi dekoracjami, maskami i kostiumami. Profesorowie na tę okazję projektowali specjalne kartki z zaproszeniem. Wszystko wokół myśli przewodniej szkoły: wspólna praca i wspólne świętowanie. Przygotowania miały opierać się na improwizacji, zabawie i oczywiście eksperymencie. Dlatego efekty końcowe powstałych dekoracji bywały bardzo zaskakujące. Latawce zrobione na festiwal były przepiękne i fantazyjne w formie. Jednak nie było takiego prawa fizyki, które – siłą wiatru – byłoby w stanie unieść te konstrukcje w górę. Nie zrażało to jednak ich twórców, którzy dumnie maszerowali ze swoimi latawcami przez miasto, wzbudzając ogólne wybuchy radości przechodniów i przypadkowych gapiów.

Poza czterema oficjalnymi imprezami, co miesiąc organizowano bal maskowy. Jako miejsce do zabawy wybrano pałacyk Ilmschlösschen w części miasta zwanej Oberweimar. Powstał on w latach 80. XIX wieku i z pewnością dla wszystkich orędowników nowego stylu w sztuce i architekturze miejsce to mogło być największym koszmarem. Jednak kiczowaty i pełen sztucznego przepychu pałacyk tracił swój blask w zderzeniu z dekoracją i kostiumami przygotowanymi z okazji balów. Z pewnością próbki takich balów dostarcza serial Nowe czasy (Die Neue Zeit) albo wspomniany już film Lotte w Bauhausie. Jakże żywe i pomysłowe były to imprezy. Panie przebierały się za panów, a panowie przywdziewali kobiece suknie, ot chyba jedno z najprostszych pomysłów. Z czasem popularne stały się bale tematyczne, w których fantazja co do wyboru motywów przewodnich nie znała granic. Stąd też był i bal pod egidą Nowej Rzeczowości (Neue Sachlichkeit), były i gry słowne jak „Elf Elfen“ (jedenaście elfów a może jedenaście jedenastek?). Motywem przewodnim mogły być broda i wąsy oraz rura (die Röhre). Na wyobraźnie mógł bardziej działać bal metaliczny (Metallisches Fest). Jednak finezją kreatywności jest z pewnością motyw „biały bal, 2/3 bieli, 1/3 maczane, w szpic, paski” (Das weiße Fest, 2/3 weiß, 1/3 gedippelt, gewefelt, gestreift), stosowany w kostiumach w taki sposób, że – oprócz bieli – kolorów podstawowych (czerwony, niebieski i żółty) można było użyć tylko w podanych formach i proporcjach.

Szkoda, że na archiwalnych, czarno-białych zdjęciach z niektórych z tych bali nie widać tych wszystkich kolorów! Nie da się ukryć, że przygotowanym kostiumom nie brak fantazji. Dlatego czasami trudno jednoznacznie stwierdzić, czy to, co jest na zdjęciu, to rzeczywiście „tylko” kostium na zabawę, a nie projekt artystyczny na przykład do Baletu Mechanicznego lub innego projektu przygotowanego przez bauhausowych profesorów.

Każdej zabawie musiała towarzyszyć oczywiście muzyka. Dlatego na bauhausowych imprezach do tańca przygrywał jazzowy band. Z czasem i on także obrósł legendą, między innymi dlatego, że muzycy grali na instrumentach wykonanych według własnego pomysłu.
KAŻDY POWÓD DO ŚWIĘTOWANIA JEST DOBRY
A gdzie w tym wszystkim kadra naukowa? – można zapytać. Oczywiście brała ona aktywny udział nie tylko w samych przygotowaniach, ale także i we wspólnym świętowaniu. I aż trudno wyobrazić sobie dyrektora uczelni w jednym z tych wesołych przebrań.

W budowaniu „bauhausowej rodziny” pomóc miały nie tylko dzikie tańce, ale także co sobotnie wypady poza miasto, w których mogły uczestniczyć rodziny wykładowców i ich znajomi oraz weimarska młodzież, która tym samym miała okazję bratać się ze studentami i studentkami szkoły. Wiadomo było, że każda taka wyprawa nie mogła obejść się bez akompaniamentu skocznej muzyki. Mieszkańcy Weimaru z chęcią brali udział w wycieczkach, a z czasem także w wieczornych zabawach, do których w pewnym momencie dostęp bez ograniczeń mieli wszyscy chętni. Niekiedy inicjatywę organizacji wieczornych przyjęć przejmowali co zamożniejsi mieszkańcy miasta i wtedy luźna atmosfera spotkań udzielała się także gospodarzom. Jak kończyły się takie spotkania? Jak głosi jedna z anegdot, po wieczorze u grafiny Dürckheim (najbardziej nobliwego i wpływowego z weimarskich rodów), Wasyl Kandyński odnalazł „bezpański” kołnierzyk od koszuli w kieszeni swojego płaszcza. Mimo długich poszukiwań nie udało się odnaleźć właściciela zguby.

W Bauhausie każdy powód do świętowania, czy to w mniejszych, czy w większych grupach, był dobry. Komuś udało się skończyć zadanie, np. utkać dywan, albo zrealizować projekt, np. nowej formy krzesła. Oczywiście trzeba było to uczcić!

„Któryś z profesorów ma urodziny? Uczcijmy to!” A jeśli były to urodziny samego Gropiusa (18 maja), to naturalnie potrzebna była specjalna oprawa.

Bawiąc się, żegnano odchodzących profesorów i witano nowo przybyłych. Kiedy Nina i Wasyl Kandyńscy otrzymali niemieckie obywatelstwo, zorganizowano im fetę w stylu iście bauhausowskim. Koledzy Kandyńskiego urządzili konkurencyjną, „urzędową” imprezę.

Otwarcie nowej siedziby Bauhausu w Dessau świętowano jeszcze przed oddaniem do użytku budynków uczelni.
ROZŁADOWANIE ATMOSFERY
We wspomnieniach Waldemara Aldera grającego na trąbce w bauhausowej kapeli pojawia się porównanie wszystkich szalonych zabaw do wentylu, który pozwalał na zmianę tonu oraz pomagał ujść napięciu związanemu z tempem realizacji kolejnych szkolnych projektów. Te imprezy były po prostu potrzebne. W momentach szczególnego napięcia i stresu związanego z realizowaniem coraz to nowych zadań i projektów, w momentach wytężonej nauki i pracy zabawa pomagała się rozluźnić i potrafiła rozładować nieprzyjemną i przygnębiającą atmosferę.

Zdarzały się także wzruszające momenty. Gunta Stölzl wspomina pierwsze wspólne bauhausowe święta Bożego Narodzenia. W kraju, który dopiero co przegrał wojnę, studenci i studentki byli tak biedni, że często mieli problemy z zapłatą czesnego na rzecz szkoły. Jednak w tym szczególnym dniu Walter Gropius zadbał o potrzeby wszystkich członków bauhausowej wspólnoty. W tym celu jadalnię przyozdobiono drzewkami, światełkami i jabłkami. Stół obleczono białym obrusem i zapalono świece. Każdy dostał drobny prezent, a Walter Gropius osobiście podawał studentom do stołu jedzenie, którego było pod dostatkiem.

Z czasem sława bauhausowych imprez rozeszła się nie tylko na cały pobliski region, ale także na Republikę Weimarską i zaczęła przyciągać żądną zabawy publiczność oraz oczekującą sensacji prasę z Lipska czy nawet z samego Berlina. Sława przydała się zwłaszcza w trudnych dla samej szkoły momentach. Kiedy po 1933 roku nastały ciężkie czasy w Berlinie, bauhausowa wspólnota studentów i wykładowców postanowiła podreperować szkolny budżet. Opierając się na ciągle żywej legendzie uczelni, prawie 130 „bauhausczyków” (Bauhäusler) zorganizowało zabawę dla około 700 gości. Gwoździem programu była loteria, w której można było wygrać prace profesorów i artystów zaprzyjaźnionych z uczelnią. Tym sposobem udało się zebrać środki na dalszą działalność szkoły.

Dbałość o przyjacielskie stosunki na uczelni miała także swoje wymierne rezultaty. W czasie istnienia Bauhausu między studentami i studentkami oraz wykładowcami zawiązało się siedemdziesiąt jeden związków. Do tych, które odcisnęły szczególne piętno na kartach historii sztuki, należeli m. in. Anni i Josef Albers, Gertrud i Alfred Arndt, Lucia i László Moholy-Nagy czy Irene i Herbert Bayer. Różnie jednak potoczyły się losy tych par. Niektóre wytrwały do końca swoich dni, innym drogi w pewnym momencie się rozeszły. Ale to już jest temat na zupełnie inna historię…

Ten tekst jest częścią cyklu „Cały świat to Bauhaus?”, w którym zadajemy ważkie pytania: Jak wygląda kwestia Bauhausu sto lat później? Czego Bauhaus może nas jeszcze nauczyć? A może Bauhaus jest już po prostu przeżytkiem?

AUTOR
Paulina Olszewska, kuratorka, menadżerka projektów i autorka tekstów. Mieszka w Berlinie i w Warszawie. Ukończyła historię sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Studiowała także na Humboldt-Universität zu Berlin. Kuratorowała wystawy w Polsce i w Niemczech oraz współpracowała z licznymi instytucjami w Europie. Jej teksty o sztuce publikowane były m.in. w „Contemporary Lynx“, „Atlántica”, „Obiegu”, „Tagesspiegel”, „Magazynie Szum”. Do jej ostatnich projektów należy: „Kollektiver Dialog: Gertrud Grunow” przygotowany w ramach Kunstfest w Weimarze w związku z obchodami stulecia Bauhausu, seria pop-upowych wystaw „24H” realizowana we współpracy z Krupa Gallery, „Dry Crust and Oceans of Liquid Matter” w Horse & Pony FA w Berlinie. Obecnie współpracuje z Galerią Studio w Warszawie.

https://www.goethe.de/ins/pl/pl/kul/mag/21793573.html 2020-04-21

Aby nie widzieć poniższej reklamy:
zaloguj się jako lektor, jeżeli nie masz konta zarejestruj się.